niedziela, 17 lipca 2016

28/2016 "James May i jego wspaniałe maszyny. O tym, jak faceci w szopach zmienili nasze życie" James May, Phil Dolling - recenzja



Ile powinna kosztować podróż na Księżyc w obie strony? Który samochód zasługuje na miano najbardziej nowatorskiego w historii? Czy zanim nadeszły lata pięćdziesiąte, istniały nastolatki? A jeśli nie, to kto ich wymyślił? I dlaczego pewne wynalazki - na przykład sterowiec lub theremin - nie pozostały z nami na dłużej?
Słynny prezenter programu "Top Gear", pasjonat techniki, a zwłaszcza wszelkich nowinek i wynalazków, odpowiada na te i wiele innych intrygujących pytań. W niezwykle wciągający, a przy tym lekki i zabawny sposób przedstawia zapierające dech w piersiach dzieje symboli zeszłego stulecia: samochodu, komputera, lotów kosmicznych, syntetyków, przeszczepów i wielu innych. 
Opis z okładki książki
To miała być recenzja kolejnego kryminału Lisy Gardner. Zaczęłam go czytać, ale na pierwszych dwudziestu stronach znalazłam wszystko, co irytowało mnie w poprzednim (recenzja tutaj). Stwierdziłam, że nie będę się męczyć i definitywnie daję sobie spokój z tą autorką.

Następna w kolejce była właśnie książka Jamesa Maya, mojego ulubionego prezentera "Top Gear". Lubię go za subtelne poczucie humoru, szalone koszule w kwiatki, pasiaste sweterki i fryzurę :) W programie dał się też poznać jako pasjonat technologii i właśnie tak napisał tę książkę. 

Znajdziemy tu zabawne, ale przy tym również rzeczowe, opisy różnych dwudziestowiecznych wynalazków. Niektóre z nich powstały wcześniej, ale właśnie w przedstawionym stuleciu zdobyły popularność - np. samochód. Książka podzielona jest na rozdziały, każdy z nich to osobny temat i kilka opisanych wynalazków. Taka konstrukcja jest dobra, ale sprawia, że niektóre rzeczy przedstawione są dwukrotnie, jak np. samoloty - raz w rozdziale poświęconym środkom transportu, a potem drugi, w rozdziale o wojnie. Oczywiście ujęcia tematu są od siebie różne, ale w końcu samolot to samolot.

Ciekawy jest rozdział mówiący o "wynalezieniu nastolatka". Faktycznie wcześniej człowiek wkraczający w dorosłość był od razu traktowany jak dorosły, bez żadnych okresów przejściowych. Teraz nastolatek to takie stadium pośrednie, które u niektórych trwa nawet do zakończenia studiów. Temu etapowi życia towarzyszą pewne atrybuty: muzyka potępiana przez dorosłych i jej przenośne odtwarzacze, kolorowe ubrania i nowe mody, pierwsze skuterki, motorynki i motocykle. O wszystkim tym przeczytamy w książce Maya.

Zdziwiła mnie różnorodność poruszanych tematów. Z jednej strony mamy klasyczne samochody, samoloty, czołgi, rakiety kosmiczne, telewizję, komputery - wszystkiego tego można się spodziewać, Ale znajdziemy tu też tkaniny syntetyczne, technologię stawiania wieżowców, różne formaty zapisu muzyki czy technologie szpiegowskie. Fajnie, ale przez taki natłok wynalazków zabrakło miejsca na dokładne opisanie wszystkich. Ostatni rozdział poświęcony ludzkiemu ciału (zagadnieniom takim jak przeciążenie, przeszczepy, DNA, klonowanie) jest napisany bardzo pobieżnie i spokojnie można byłoby go wyciąć lub rozbudować o jakieś 50 stron.

W książce znalazły się dwie wkładki z kolorowymi zdjęciami. Dobrze, ale wolałabym, żeby ilustracje znajdowały się tam, gdzie ich miejsce i dokładniej ilustrowały tekst. Mogłoby być ich też o wiele więcej (nawet czarno-białych), bo przy czytaniu musiałam intensywnie posiłkować się wyszukiwarką Google. May podaje mnóstwo nazw i modeli pojazdów i w ogóle wszystkiego, a ja chciałam wiedzieć jak wygląda to, o czym czytam. Z jednej strony to dobrze, że książka zmusiła mnie do dalszych poszukiwań, ale wolałabym mieć to bardziej pod ręką.

"James May i jego wspaniałe maszyny" to bardzo dobra książka popularnonaukowa. Ja oceniam ją na 4/5. Łatwo się ją czyta, dostarcza sporo wiedzy i solidnej rozrywki. Sądzę, że spodoba się każdemu, kto choć minimalnie jest zainteresowany nauką. Należy pamiętać, że nie jest kompletną skarbnicą wiedzy, raczej pełni funkcję wprowadzenia do tematu i zachęca do dalszego poszerzania wiedzy.


Tarkin nie przejął się tym, że zrobiłam z niego podstawkę pod książkę.


3 komentarze:

  1. Oooo taka dobra ocena? Ale okładka jest obrzydliwa, dobrze, że dałaś kota na zdjęciu, odciąga uwagę od tego okropieństwa xD
    Pozdrawiam :D
    kasi-recenzje-ksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja lubię książki popularnonaukowe, dlatego tak ją oceniłam. Na okładkę nie zwróciłam szczególnej uwagi, ale masz rację, zbyt piękna to ona nie jest.

      Usuń
  2. Nie w moim stylu, a okładka rzeczywiście okropna! xd

    http://recenzjebrunetki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń