sobota, 6 stycznia 2018

1/2018 Droga Królów, Brandon Sanderson (Archiwum Burzowego Światła tom I)

Tęsknię za dniami przed Ostatnim Spustoszeniem. Epoką, zanim Heroldowie nas porzucili, a Świetliści Rycerze zwrócili się przeciwko nam. Czasem, gdy na świecie wciąż była magia, a w sercach ludzi honor... 
Obserwujemy cztery postaci. Pierwszą jest chirurg, zmuszony do porzucenia swej sztuki i zostania żołnierzem w najbardziej brutalnej wojnie naszych czasów. Drugą - skrytobójca, morderca, który płacze, kiedy zabija. Trzecia osoba to oszust, młoda kobieta skrywająca za płaszczem z kłamstw swoją prawdziwą naturę. Ostatnią jest arcyksiążę, wojownik, owładnięty żądzą krwi. 
Świat może się zmienić. Wiązania Mocy i Odpryski mogą powrócić, magia starożytnych dni znów może należeć do nas. Ta czwórka jest kluczem. Jedno z nich może nas zbawić. A jedno nas zniszczy. 
Opis z okładki książki.
Brandon Sanderson to znany i chętnie czytany autor fantasy. Nie wiedziałam o nim zbyt wiele: tylko tyle, że w szybkim tempie pisze bardzo grube książki, które są dobrze przyjmowane przez czytelników. Postanowiłam zacząć czytać Sandersona i na pierwszy ogień poszło rozpoczęcie cyku Archiwum Burzowego Światła, czyli Droga Królów.

959 stron tekstu w formacie większym niż standardowy - ta książka robi wrażenie. Na okładce rycerz w zbroi sugerującej kolejne quasi-średniowiczne fantasy w stylu chociażby takiej Gry o tron - i to jest pierwsza zmyłka. O ile pod względem konstrukcji i ilości wątków rzeczywiście przypomina dzieło Martina, to już cały świat przedstawiony jest czymś zupełnie oryginalnym, wręcz obcym. Opis i mapy całego kontynentu, specyficzny klimat z powtarzającymi się co kilka-kilkanaście dni arcyburzami, dostosowane do surowej pogody rośliny i zwierzęta, dziwne stosunki społeczne, magia i potężne artefakty. dawno nie czytałam niczego tak dopracowanego. Podziwiam ogrom pracy włożony w kreację tak złożonego uniwersum oraz wyobraźnię potrzebną by je wymyślić. 

Na uwagę zasługuje również magia napędzana Burzowym Światłem (czyli energią arcyburz przechowywaną w klejnotach). Niby jest to magia, ale jakoś dziwnie podobna do zaawansowanej technologii - pozwala na zabawy z grawitacją typu lewitacja, bieganie po suficie, sklejanie ze sobą przedmiotów. Jeszcze bardziej przypomina system walk z dobrej gry komputerowej typu RPG. Jestem pewna, że książka nie została przerobiona na grę tyko dlatego, że jak dotąd wyszło dopiero trzy tomy z planowanych dziesięciu i twórcy gier nie mają pełnego obrazu świata wykreowanego przez Sandersona. A gra byłaby murowanym hitem: walka z powracającym cyklicznie złem przy wykorzystaniu magii Burzowego Światła oraz Pancerzy i Ostrzy Odprysku dających nadludzkie możliwości (przy czym Pancerze przypominają egzoszkielety, a Ostrza można porównać do mieczy świetlnych). Kupiłabym taką grę i patrzyłabym, jak mój mąż morduje wrogów i ratuje świat, albo sama próbowałabym ją przejść na najniższym poziomie trudności :)

Ciężko napisać coś o fabule, bo jest to zaledwie wstęp do czegoś większego, a ja nie czytałam spoilerowych recenzji kolejnych tomów i nie wiem, co będzie dalej. Poznajemy cztery główne postaci, ich charaktery, miejsce w świecie, motywacje i pragnienia. Każdy z bohaterów jest pod jakimś względem wyjątkowy, wyróżniający się talentem lub umiejętnościami. 

Szeth to niewolnik-zabójca o niejasnej przeszłości. Walczy przy użyciu Ostrza Odprysku oraz magii Burzowego Światła. Autor poświęcił mu najmniej miejsca, ale morderstwa, jakie popełnia, mają ogromny wpływ na obecne i przyszłe wydarzenia.

Shallan to jeszcze nastolatka, która pragnie ocalić swoją rodzinę przed upadkiem i bankructwem. W tym celu zdobywa przychylność znanej uczonej, ale nie po to, by zdobywać wiedzę, lecz by ukraść należący do mistrzyni magiczny przedmiot pozwalający na przekształcenia materii. Jednak dziewczynie z prowincji ciężko będzie oszukać jedną z najinteligentniejszych kobiet świata... Dodatkowo Shallan niesamowicie rysuje i potrafi uchwycić na rysunkach rzeczy, których większość ludzi zupełnie nie dostrzega.

Dalinar to jeden z arcyksiążąt, wuj samego króla. Jest dobrym żołnierzem, postępuje według kodeksu honorowego i próbuje wpoić takie same zasady swoim synom. Podczas arcyburz ma wizje, w których doświadcza wydarzeń z dalekiej przeszłości. Wizje stoją w sprzeczności z oficjalną religią i historią, ale Dalinar nie ma żadnych wątpliwości co do ich autentyczności. Jest też przekonany, że niedługo wydarzy się coś bardzo złego, ale inni nie chcą wierzyć w jego ostrzeżenia.

Czwartym bohaterem, najbardziej rozwiniętym w tym tomie, jest Kaladin. Pochodzi z niższej warstwy, ale jego ojciec - chirurg zadbał o jego wykształcenie medyczne. Miał nadzieję na społeczny awans i stabilną przyszłość, ale nieszczęśliwy zbieg okoliczności pokrzyżował te plany i Kaladin wylądował w wojsku. Okazał się być mistrzem walki włócznią i dobrym dowódcą, ale udało mu się strzelić największą głupotę życia i został niewolnikiem. Skończył jako trybik w armii jednego z arcyksiążąt, w najgorszym oddziale będącym w zasadzie mięsem armatnim (tyle, że bez armat, ich tam nie znają). Kaladin odkrywa u siebie zdolność, która ustawia go na pozycji klasycznego Wybrańca literatury fantasy. Ogólnie mam wrażenie, że autor nieco przedobrzył z Kaladinem. Jest tak napisany, że niemalże musimy go polubić, musimy mu kibicować, i zastanawiać się, jak wyjdzie z kolejnych tarapatów. Chciałabym myśleć, że po prostu lubię Kaladina za to, jaki jest, a nie dlatego, że Brandon Sanderson tak postanowił. Szkoda, że tak bardzo widać te starania autora, chociaż na szczęście jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. 

Przez całą książkę cztery główne postaci są jak pionki pieczołowicie ustawiane na szachownicy. Ich losy już zaczynają się ze sobą łączyć, a w kolejnym tomie zapewne splotą się już na dobre. Pojawia się również wiele ciekawych postaci drugoplanowych (w tym arcyksiążę Sadeas, którego mój mózg uparcie odczytywał jako zwykły sedes) oraz wstawki pozornie niepasujące do całości, dziejące się gdzieś daleko, które na pewno nabiorą znaczenia w przyszłości.

Droga Królów to powieść oryginalna, wielowątkowa, i dająca się czytać wiele razy, a za każdym kolejnym przeczytaniem ujawniająca coś więcej. Oceniam ją na mocne 5/5, bo właściwie jest pozbawiona większych wad - a przynajmniej ja się tak wciągnęłam w historię, że żadnych takich nie dostrzegłam. Cały cykl ma zadatki na bycie prawdziwą petardą, na bycie jedną z moich ulubionych serii fantasy.

PS. Ciekawi mnie, która broń byłaby lepsza: Ostrze Odprysku czy miecz świetlny?...


Nigdy nie sądziłam, że to napiszę, ale cieszę się, że trzeci tom Archiwum Burzowego Światła został podzielony na dwie części. Czytałam moją Drogę Królów raz, w domu, w komfortowych warunkach, i już ma ślady użytkowania. Twarda oprawa lub mniejsza objętość, jedna z tych rzeczy jest tej serii niezbędna. 


W Drodze Królów kotów nie ma, ale i tak jest zarąbiście :)

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Podsumowanie 2017 roku

Podsumowanie

Na początek trochę statystyki: 
w roku 2017 umieściłam na blogu 59 postów z przeczytanymi książkami, niektóre z nich były trylogiami lub cyklami, po przeliczeniu na sztuki daje to 66 książek. Dla porównania w roku 2016 było to również 66 sztuk, a w 2015 - 44. Cieszę się, że utrzymałam formę sprzed roku, chociaż wiem, że mój wynik mógł być lepszy. Niestety zaczynam się już starzeć i czasami bóle kręgosłupa uniemożliwiają mi długotrwałe przebywanie w jednej pozycji, a co za tym idzie również czytanie. 

Najczęściej czytane posty 2017 roku:
były to książki względnie nowe, co nie zaskoczyło mnie jakoś szczególnie, bo sama chętnie czytam recenzje nowości.

Miejsce 3.

450 stron, Patrycja Gryciuk


Książka z gatunku, po który nie sięgam zbyt często, a na dodatek jeszcze niezbyt mi się podobała. Na moim blogu nie będzie zbyt wiele literatury obyczajowej, chociaż na pewno podniosłoby mi to statystyki. Ale nie chodzi mi o to, by pisać pod publikę.

Miejsce 2.

Zgromadzenie cieni, V. E. Schwab (Odcienie magii tom II)


Świeża młodzieżówka fantasy, drugi tom popularnej trylogii, napisana całkiem nieźle, chociaż niektóre elementy są ewidentnie do poprawy. Lubię czytać recenzje książek z tego cyklu u innych blogerów.

Miejsce 1.

Na krawędzi zagłady, Robert J. Szmidt (Pola dawno zapomnianych bitew tom III)


Recenzowałam tę książkę niedługo po premierze, a że cykl nie jest zbyt popularny wśród blogerów (których większość stanowią jednak młode dziewczyny czytające głównie młodzieżówki, obyczajówki, kryminały, erotykę i to, co przyślą im wydawnictwa), trafiłam w niezagospodarowaną niszę - ten post zebrał dwa razy więcej wyświetleń od poprzedniego.

Jednak rekordzistą jest mój stary post z 2016 roku z recenzją cyklu fantasy Kroniki Drugiego Kręgu, który był wyświetlany jak szalony. Nie mam pojęcia, co spowodowało jego popularność: czyżby nagle wszyscy zainteresowali się tymi książkami? Są one jak najbardziej warte przeczytania, aczkolwiek cykl nie jest zakończony i nic nie wskazuje na to, by autorka go dopisała.

Hity i kity 2017

Ten rok był dobry pod względem jakościowym: ocenę 1/5 dostała tylko jedna książka. Dwójek było kilka, a trójkę uznaję już za ocenę pozytywną. Oto książki, których definitywnie nie polecam:

Miejsce 3.

Piąta fala. Ostatnia gwiazda, Rick Yancey, (Piąta fala tom III)


Najgłupsi kosmici we Wszechświecie atakują Ziemię. Szansę na ocalenie ma tylko grupa wygłaszających podniosłe banały dzieci i nastolatków. Ta książka próbuje żerować na emocjach czytelnika, a logika tam leży i kwiczy. Lepszy w temacie kosmicznej inwazji (chociaż bycie lepszym od Piątej fali nie jest jakieś szczególnie trudne) jest chociażby serial Colony, który aktualnie oglądam i polecam.

Miejsce 2. 



Książka, która raz na zawsze obrzydziła mi inne pozycje napisane na podstawie gier komputerowych. Naprawdę ciężko znaleźć gorsze i bardziej schematyczne fantasy z równie płaskimi bohaterami.

Miejsce 1.

Czarna kolonia, Arkady Saulski (Kroniki Czerwonej Kompanii tom I)


Jedyna tegoroczna jedynka, która w pełni zasłużyła na swoją ocenę. Sensu w niej tyle, co kot napłakał. Ciężko mi sobie wyobrazić, jak można byłoby jeszcze bardziej schrzanić temat kolonizacji Marsa, chyba pan Saulski zrobił to wręcz perfekcyjnie. Coś dla siebie znajdą tu jedynie miłośnicy opisów ran postrzałowych.

Były najgorsze, teraz czas na najlepsze. Rozdałam w tym roku wiele piąteczek, ale wybór był w sumie prosty - dobrze wiem, co zrobiło na mnie największe wrażenie i do czego jeszcze wrócę.

Miejsce 3.

Wielki marsz, Richard Bachman


To klasyk Stephena Kinga napisany pod pseudonimem. Przez wiele lat jakoś się z tą książką mijałam, ale kiedy wreszcie się spotkaliśmy... Książka mocna, poruszająca i uruchamiająca wyobraźnię. Zdecydowanie polecam.

Miejsce 2. 

 Głębia, Marcin Podlewski (tomy I, II, III)


Co prawda pierwszy tom dostał ode mnie ocenę 4/5, ale jako całość Głębia jest świetna. To rasowa space opera z elementami postapo, którą czyta się lekko i z przyjemnością kibicuje się ulubionym bohaterom. Mnogość stronnictw, postaci i lokacji sprawia, że cały świat żyje i dynamicznie się zmienia w miarę postępu akcji. Życzę tym książkom jak największej międzynarodowej popularności i wysokobudżetowego serialu, jak najbardziej na to zasługują.

Miejsce 1.

Jakie książki lubię najbardziej? Właśnie takie, jak Meekhan. Jestem tym cyklem absolutnie zauroczona. Pisząc zeszłoroczne podsumowanie życzyłam sobie czegoś w stylu Mrocznej Wieży, i moje życzenie spełniło się w 100%. Magia, wojna, bogowie oraz cała plejada bohaterów, którym można kibicować. Chcę więcej i nie mogę doczekać się kolejnych tomów, których docelowo ma być aż 10.

Zmiany na blogu w 2018 roku

Na razie nie mam zamiaru wprowadzać większych innowacji. Postaram się jedynie zamieszczać więcej własnych zdjęć, co widać już w tym poście. Nie straciłam zapału do prowadzenia bloga, więc wpisy będą pojawiać się w miarę regularnie. Tematyka pozostaje niezmieniona: nadal będę opisywać wszystko, co uda mi się przeczytać. Mam nadzieję, że ustrzegę się jakościowych wpadek i trafię na wiele ciekawych i wartościowych pozycji, czego i Wam życzę, moi Odwiedzający. Udanego roku 2018 i do zobaczenia gdzieś w odmętach Internetu!