czwartek, 24 marca 2016

6/2016 "Wieki światła" Ian R. MacLeod - recenzja


Najwybitniejsze dzieło nowego nurtu New Weird. Powieść inspirowana m.in. Klubem Pickwicka rozgrywa się w XIX w. w industrialnej Anglii w środowisku lewicowego proletariatu. Ian MacLeod pokazuje wpływ magii na rewolucję industrialną i na proces demokratyzacji systemu władzy. Tylko że MacLeod odrzuca wszystkie ograniczenia konwencji gatunku i sprowadza swoją magię do postaci eteru – kopaliny wydobywanej z ziemi jak kolejny surowiec naturalny. Wszelkie mechanizmy zmian społeczno-ekonomiczno-politycznych poddane są wpływom wynikającym z posiadania, i nieposiadania tego surowca. System załamuje się, gdy złoża się wyczerpują i na moment znowu podlega prawom Historii, aż do odkrycia nowych źródeł eteru. Magia powraca i wszystko ponownie zamiera.
Opis fabuły z portalu lubimycztac.pl 
Uwielbiam książki napisane tak, że czytając wszystko się wizualizuje, niemalże jakby oglądało się film. "Wieki światła" są właśnie tak plastyczne, co pozwala poczuć niesamowity klimat tej powieści. Pod tym względem bardzo przypomina "Lód" Jacka Dukaja, który zrobił na mnie takie samo świetne wrażenie (chciałabym kiedyś obejrzeć dobry serial na podstawie "Lodu", najlepiej zrobiony przez HBO, AMC lub Netflixa...). To nie ostatnie podobieństwo do powieści Dukaja. Mamy tu alternatywną historię, magiczny surowiec, który ma kolosalny wpływ na przemysł, bohatera - idealistę i gęściutki klimat - w tym przypadku jest to XIX-sto wieczna Anglia

Powieść niestety jest trochę nierówna. Początek opisujący dorastanie Roberta, głównego bohatera, w małym przemysłowym miasteczku - miodzio. Wciągnęłam się od razu. Kolejna część to wyjazd Roberta do Londynu i jego działania w ruchu socjalistycznym - tu jest trochę dziwnie i naiwnie, ale, na szczęście, potem jest tylko lepiej. Zakończenie jest niemalże idealne - wyważone i bardzo prawdziwe. Lubię takie zakończenia - nie przesłodzone happy endy, nie śmierć wszystkich bohaterów i ogólna katastrofa, ale właśnie takie rozwiązania akcji, w które bez trudu można uwierzyć.

Podoba mi się także pomysł autora na wykorzystanie eteru, owego magicznego surowca. W połączeniu z odpowiednim zaklęciem nadaje on niezwykłą wytrzymałość materiałom i dzięki temu można zrobić np. most ze słabej stali. Chociaż w sumie podobnie było w "Lodzie"... Nie ma jednak co narzekać na podobieństwo tych książek, bo byłoby to jak narzekanie, że jest się podobnym do pięknej aktorki czy przystojnego aktora. "Wieki światła" są po prostu dobrą powieścią, którą oceniam na 4/5, a gdyby nie ta dziwna część, która podobała mi się mniej, spokojnie dałabym maksymalną ocenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz