sobota, 29 czerwca 2019

Nowa książka: czerwiec 2019


Mój jedyny zakup w tym miesiącu to TV Ciał0 autorstwa Jeffa Noona. Kupiłam ją, bo należy do serii Uczta Wyobraźni wydawanej przez MAG. To już moja piąta książka z tego cyklu, ale żadnej jeszcze nie przeczytałam (chociaż jedną mam już rozpoczętą). Czytałam wcześniej jedynie Czasomierze Davida Mitchella, które to całkiem przypadły mi do gustu, ale niestety były wypożyczone i nie mam ich na półce. Wiem też, że w Uczcie Wyobraźni można spodziewać się naprawdę dziwnych i pokręconych rzeczy, ale to akurat nie jest żadna wada.

Samo TV Ciał0 na pewno będzie bardzo dziwną lekturą, przekartkowałam ją sobie i już na pierwszy rzut oka było tam dużo cyberpunku. A ja niezbyt lubię akurat tę stylistykę, ale kto wie, może akurat tym razem będzie ok. Cóż, najwyżej książkę się później sprzeda, ale jakoś ufam wydawnictwu MAG, więc z chęcią ją przeczytam.

poniedziałek, 24 czerwca 2019

13/2019 Harry Potter i przeklęte dziecko, J. K. Rowling, John Tiffany, Jack Thorne

Harry Potter nigdy nie miał łatwego życia, a tym bardziej nie ma go teraz, gdy jest przepracowanym urzędnikiem Ministerstwa Magii, mężem oraz ojcem trójki dzieci w wieku szkolnym. 
Podczas gdy Harry zmaga się z natrętnie powracającymi widmami przeszłości, jego najmłodszy syn Albus musi zmierzyć się z rodzinnym dziedzictwem, którego nigdy nie chciał przyjąć. Gdy przyszłość zaczyna złowróżbnie przypominać przeszłość, ojciec i syn muszą stawić czoło niewygodniej prawdzie: że ciemność nadchodzi czasem z zupełnie niespodziewanej strony.
Opis z okładki książki. 
Lubię Pottera, i to bardzo, ale do tego dodatku do historii Chłopca, Który Przeżył jakoś wcale mnie nie ciągnęło. Najpierw przeczytałam masę niezbyt pochlebnych recenzji, potem streszczenie, w końcu nabyłam swój egzemplarz, który i tak musiał trochę na półce odstać. Czy żałuję? Nie, ale szału nie było.

Nie mam zamiaru wylewać na tę pozycję wiadra pomyj, bo na to nie zasługuje. Nie czuję też świętego oburzenia na myśl, że coś takiego powstało. Spoko, autorka poczuła potrzebę dopowiedzenia czegoś do swojej historii, niech to zrobi, jej prawo. Moim prawem jest przeczytanie Przeklętego dziecka i stwierdzenie, że nie dołączam go do headcanonu. Ot, fanfik jakich wiele w necie. Na pewno można znaleźć wiele lepszych dzieł tego typu (i tysiące gorszych), często też wykorzystują te same ograne motywy, jak podróże w czasie czy córka Voldemorta - zwłaszcza ta ostatnia jest tak uroczo opkowa, że aż mi się w trakcie czytania robiło ciepło na serduszku :)

Książka ma przepiękne złocone skrzydła na wewnętrznej stronie okładek - taki mały bajerek, który bardzo ucieszył moje oczy.
Szkoda, że Przeklęte dziecko jest takie przeciętne. Parę pomysłów wypaliło - alternatywne rzeczywistości, postaci Albusa Pottera i Scorpiusa Malfoya, sam Draco Malfoy i jego stosunek do syna. Draco okazał się być najlepszym i najtroskliwszym rodzicem tej książki. Duet młody Potter i młody Malfoy ma bardzo duży potencjał i aż chciałoby się poczytać więcej o ich niecodziennej przyjaźni. Niestety reszta jest już cięższa do zniesienia. Bohaterowie zachowują się jakby ktoś wyciął im połowę mózgu (zwłaszcza Ron i Hermiona zdają się mieć zupełnie inne charaktery). Harry momentami jest wręcz tyranem posuwającym się do gróźb i zastraszania. Ok, niby jest to wytłumaczone troską o syna, potem przeprasza i wszystko jest dobrze, ale i tak było to bardzo toksyczne, dziwne i zupełnie nie pasujące do tego Harry'ego, którego znamy. I jeszcze te wszystkie opkowe motywy, o których już nawet nie chce mi się wspominać...

Mimo wad nie cierpiałam podczas lektury Przeklętego dziecka. Czyta się go szybko i nawet przyjemnie. Forma dramatu w niczym nie przeszkodziła, mam na tyle duży zapas wyobraźni, by zwizualizować sobie wszystkie lokacje i niedopowiedzenia. Zapewne połowa fabuły zaraz wyleci mi z głowy, takie to było wszystko nijakie i mało oryginalne, ale dam pozytywną ocenę 3/5. Czy trzeba przeczytać Przeklęte dziecko? Moim zdaniem nie, można żyć bez jego znajomości i nadal nazywać się fanem Pottera. Ale oczywiście można, i nie będzie to jakieś traumatyczne przeżycie. 

niedziela, 23 czerwca 2019

12/2019 Każde martwe marzenie, Robert M. Wegner (Opowieści z meekhańskiego pogranicza tom V)


Deana d'Kllean, niegdyś Pieśniarka Pamięci i mistrzyni miecza, a dziś rządząca pustynnym księstwem wybranka Boga Ognia, stoi na progu wojny. Powstanie niewolników, które wybuchło u południowych granic państwa, zatacza coraz szersze kręgi. Genno Laskolnyk wraz ze swoim czaardanem wolnych jeźdźców wpada w sam środek wojny. Czego szuka wśród niewolników, którzy zrzucili jarzmo krwawych panów? Tymczasem tysiące mil na północ Czerwone Szóstki trafiają na tajemnicę, która pochłonęła już niejedną ofiarę. Czy odwaga górali ocali im życie? 
Meekhan spływa krwią i wydaje się, że nic nie powstrzyma płomienia, który ogarnia Imperium.
Opis z okładki książki.
Najgorsze w tej książce jest to, że teraz musimy czekać na następną ze dwa albo i trzy lata... Poza tym jest absolutnie fantastyczna - chociaż nie potrafię ocenić jej obiektywnie, bo kocham tę serię całym swoim serduszkiem.

Każde martwe marzenie jest zamknięciem pewnego etapu całej opowieści, ustawieniem pionków na szachownicy i oczekiwaniem na punkt kulminacyjny. Dostajemy odpowiedzi na wiele pytań, ale żeby nie było zbyt prosto, na ich miejsce od razu pojawiają się nowe fascynujące tajemnice. Lubię taki sposób konstruowania historii, który daje podstawy do rozważań i snucia teorii. Spodobał mi się też pewien trik pisarski zastosowany przez Roberta M. Wegnera. Od premiery poprzednich tomów minęło trochę czasu, więc trzeba jakoś czytelnikowi przypomnieć zawarte w nich wydarzenia. Zwykle wiąże się to z kilkoma rozdziałami wypełnionymi ekspozycją i z dialogami, w których bohaterowie rozmawiają o rzeczach, które już przecież doskonale znają. Tutaj autor wprowadził nową postać - cesarza Meekhanu, który odbiera meldunki szpiegów i wydaje rozkazy. Oczywiście rozdziały cesarza to również czysta ekspozycja, ale na wszystkich meekhańskich bogów, jakaż to jest świetna postać! Kregan-ber-Arlens z miejsca awansował na jednego z moich ulubieńców i musi, po prostu musi się jeszcze pojawić w następnych tomach.

A co z resztą postaci? Pojawiają się prawie wszyscy, oprócz Yatecha i Małej Kany - zapewne odegrają oni dużą rolę w kolejnej książce. Altsin trenuje bycie bogiem, udaje mu się nawet odpowiedzieć na modlitwę swojego wyznawcy (to była cudowna scena, moja ulubiona). Czerwone Szóstki próbowały wykonać cesarski rozkaz, ale krzynkę im się to nie udało. Generał Laskolnyk ze swoimi ludźmi włóczy się po dalekim Południu i bierze udział w bitwach staczanych w tropikalnej scenerii. Deana ma mały dylemat: osobiście nienawidzi niewolnictwa i najchętniej od razu by go zabroniła, ale jako władczyni Konoweryn nie może tego zrobić. A zbuntowani niewolnicy rosną w siłę... (Taka mała dygresja: mam nadzieję, że to całe Konoweryn i ościenne księstwa trafi szlag tak wielki, że nawet ten ich Agar nie będzie miał czego zbierać.) Mała Kayla od Wozaków wędruje po obcym świecie i poznaje bliżej niezwykłą rasę czterorękich istot. To, co się z nią dzieje, zdaje się potwierdzać pewną teorię SPOILER Kayla = Wielka Matka, ale kto wie, może to tylko mylenie tropów?  

Wrócę jeszcze do dwójki bohaterów, która w tym tomie szczególnie zwróciła moją uwagę. Pierwszy to Altsin, który jest najlepiej napisaną postacią cyklu. Ma najwięcej charakteru i każda jego decyzja jest dobrze uzasadniona. Widać, że jest ulubioną postacią autora, który nie ukrywa, że to właśnie od Altsina rozpoczął tworzenie tego uniwersum. Chciałabym, żeby każdy pierwszoplanowy bohater był tak dopracowany, ale wtedy każda książka cyklu musiałaby mieć coś około dwóch tysięcy stron. 

Druga bohaterka to Deana. W poprzedniej książce bardzo jej kibicowałam, a tutaj w trakcie akcji zaczęłam jej życzyć jak najgorzej. Zrobić taki zwrot w czasie trwania jednej powieści; zwrot, który jest uzasadniony charakterologicznie i fabularnie, to jest niezły wyczyn pisarski. Cały czas rozumiem Deanę, teraz po prostu już jej nie lubię. Trochę zaskoczył mnie taki obrót spraw w Konoweryn, ale to pozytywne zaskoczenie, książki przecież nie mogą być zbyt przewidywalne.

Ogólnie w pewien sposób potwierdziła się moja teoria o innych światach - teraz te światy zwalą się Meekhanowi na głowę, i te wszystkie konflikty, w które już zaangażowaliśmy się emocjonalnie, okażą się nic niewartymi ludzkimi błahostkami. Za to szykuje się srogi rozpierdziel na masową skalę, czyli coś, o czym zawsze fajnie poczytać.

No ale ja tu już wybiegam w przyszłość do następnych części, a przecież trzeba będzie jeszcze na nie poczekać... Chociaż i tak pewnie wyjdą wcześniej niż Wichry zimy :) Pisałam już na początku, że Każde martwe marzenie jest fantastyczne i je uwielbiam, więc jedyną możliwą oceną tej książki jest 5/5. Oczywiście polecam całą serię praktycznie wszystkim - niech Meekhan stanie się pozycją kultową, która będzie czytana i lubiana przez dziesięciolecia.

Moje recenzje poprzednich części: stara i nowa.

niedziela, 9 czerwca 2019

11/2019 Opowieści z meekhańskiego pogranicza, Robert M. Wegner ( tomy I - IV + Każdy dostanie swoją kozę)


Jakie to  było rewelacyjne! - to zdanie z mojej poprzedniej recenzji tych książek. I cóż mam powiedzieć teraz? To nadal prawda. Meekhan porywa, Meekhan wciąga i sprawia, że moje myśli wciąż wracają do tej historii i jej bohaterów. A za drugim razem jest nawet lepiej.

Wiedziałam już, jak potoczą się losy poszczególnych postaci, więc mogłam skupić się na większym  zarysie fabularnym całości, czyli wątkach boskich. Przyznam, iż zdążyłam zapomnieć o wielu istotnych szczegółach, więc pewne sprawy odkrywałam na nowo. Niektóre elementy tej złożonej historii wskoczyły mi już na miejsce, ale większość nadal pozostaje tajemnicą. Nic dziwnego, to dopiero polowa fabuły – autor planuje swoją serię na co najmniej osiem tomów. Myślę, że w przyszłości pojawią się wątki zahaczające o science fiction i inne światy, co niektórym fanom fantasy może nie przypaść do gustu, ale ja tam będę zadowolona. Praktycznie pewne są też podróże w czasie, a to kolejny motyw, który lubię.


Anakin i Tarkin wylegiwali się na czwartym tomie cyklu, Pamięci wszystkich słów

Udało mi się wzbudzić pozytywne uczucia do Yatecha, którego wcześniej uważałam za kretyna. Teraz spojrzałam na niego przychylniejszym okiem i chyba go trochę rozumiem. Pozostałe postaci są równie świetne jak poprzednim razem. Gdyby Robert M. Wegner zechciał kiedyś napisać prequel  przedstawiający historię generała Laskolnyka, czytałabym go jak szalona. Ten bohater powoli wyrasta na moją ulubioną postać cyklu. Niestety autor w wywiadzie stwierdził, że Meekhan jest jedną wielką zamkniętą historią i po opowiedzeniu jej nie będzie już wracał do tego uniwersum. Szkoda, ale może zamiast tego dostarczy nam jakiejś nowej zachwycającej powieści.

Myślę, że ciężko będzie znaleźć osobę, którą Opowieści z meekhańskiego pogranicza totalnie rozczarują. Owszem, można powiedzieć, że niektóre postaci są niefajne, że oczekiwało się więcej magii, więcej krwi, czy jeszcze czegoś innego. Ale większość wielbicieli fantasy stwierdzi, ze to co najmniej dobre książki. Ja twierdzę, że są wspaniałe, i stanowczo polecam je wszystkim zainteresowanym. Ocena to tylko formalność - 5/5.