W pewien upalny dzień w 1984 roku piętnastoletnia Holly Sykes ucieka z domu i spotyka straszą panią. która proponuje jej kubek herbaty w zamian za schronienie. Minie kilkadziesiąt lat, zanim Holly zrozumie, o jakie schronienie prosiła nieznajoma...
Czasomierze to opowieść o meandrach losów Holly, od lat dorastania w Gravesend, na których piętno odciska rodzinna tragedia, po późną starość w Irlandii, w domu nad brzegiem oceanu, kiedy w całej Europie kończą się zapasy ropy naftowej. Życie Holly jest niby całkiem zwyczajne, a jednak naznaczone przebłyskami z przyszłości, odwiedzinami ludzi pojawiających się znikąd i chwilami, w których rozregulowują się prawa rządzące rzeczywistością. Holly Sykes - córka, siostra, matka i opiekunka - ma bowiem do odegrania rolę w wojnie toczonej na śmierć i życie za kulisami naszego świata. Być może Holly okaże się ostateczną bronią, która zadecyduje o losach tego wielkiego starcia.
Opis z okładki książki.
Czasomierze to pięknie wydana powieść, która wciągnęła mnie już po kilku pierwszych stronach. Na początku książki poznajemy historię nastoletniej zbuntowanej Holly (odmawiam nazywania jej normalną czy przeciętną, jak na mój gust była ona raczej głupią nastolatką). Wygląda to jak zwykła obyczajówka - czyli jak dla mnie nic specjalnego - ale ten język... Książka jest genialnie napisana i nawet przygody głupiutkiej dziewczyny czyta się wyśmienicie. I kiedy już wciągnęłam się w fabułę, nagle pojawia się coś niesamowitego, co zostawia mnie z opadniętą szczęką. Tak jest przez resztę powieści - historie różnych osób (aczkolwiek zawsze związane z Holly) przeplatają się z wątkiem fantastycznym.
Większość Czasomierzy to obyczajówka, ale to właśnie elementy fantastyczne są jej najmocniejszym punktem. Są idealnie rozmieszczone i zgrane z resztą. Wojna dwóch stronnictw nieśmiertelnych obdarzonych parapsychicznymi mocami to ciekawy pomysł, a kiedy dodamy styl, jakim został opisany, wychodzi coś naprawdę wybitnego. Postaci może nie są aż tak świetne, ale całkiem dobrze skonstruowane i absolutnie nie przeszkadzają przy czytaniu.
Moja recenzja jak na razie to same pozytywy i naprawdę chciałabym, żeby tak pozostało, ale niestety jest jeszcze ten nieszczęsny ostatni rozdział. Autor zdecydował się rozciągnąć opowieść na nieodległą przyszłość snując niemalże apokaliptyczną wizję upadku ludzkości. Rozumiem, że brak ropy i zmiany klimatyczne to poważne zagrożenia, ale nie sądzę, że społeczeństwa zachodnioeuropejskie porzuciły z tego powodu wszelkie normy społeczne i wróciły niemalże do plemiennego stylu życia. Po prostu nie jestem w stanie kupić pomysłów autora. Jeśli kiedyś wrócę do tej książki to daruję sobie końcówkę. Z tego powodu Czasomierze oceniam na 4/5, chociaż prawie całą powieść czytało mi się znakomicie i byłaby to najlepsza rzecz, jaką poznałam w trakcie ostatniego roku.
Miałem przeczytać, ale coś odkładałem na potem. A w sumie Mitchell podoba mi się dość. Myślę jednak, że po ten "Slade house", którego premiera za kilka dni, sięgnę szybciej, a potem po "Czasomierze". Ty czytałaś tylko to, czy znasz Mitchella bardziej? :)
OdpowiedzUsuńTo pierwsza przeczytana przeze mnie książka tego autora, ale nie wykluczam, że sięgnę po inne, bardzo podoba mi się jego styl.
Usuńznam Mitchella z Atlasu Chmur, który mnie oczarował. chętnie przeczytam Czasomierze, mam je od jakiegoś czasu w planach. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń