sobota, 28 stycznia 2017

5/2017 Rok ekstremalnych przygód, Richard Hammond


Kto pierwszy dotrze na biegun północny: Clarkson i May w supernowoczesnym wozie terenowym czy Hammond powożący psim zaprzęgiem?
Czy zdezelowany opel kadett to dobry samochód na wyprawę po bezdrożach Botswany?
Czy da się przepłynąć Kanał La Manche własnoręcznie skonstruowaną amfibią? 
 
Ta książka jest jak wyjście na piwo z dobrym kumplem. Kumplem, który jest jednym z prowadzących Top Gear, najpopularniejszego programu motoryzacyjnego wszech czasów. Kumplem, który nigdy nie mówi „nie” i przyjmuje najbardziej szalone wyzwania.
Opis z okładki książki. 
Richard Hammond to brytyjski dziennikarz radiowy i telewizyjny, najbardziej znany z motoryzacyjnego show Top Gear. W książce opisuje kilka niesamowitych wydarzeń ze swojego życia, chociażby wspominana już wyżej wycieczka psim zaprzęgiem na magnetyczny biegun północny (najdłuższa, najlepiej opisana i moja ulubiona część) czy spotkanie z wysoko postawionym członkiem słynnego gangu motocyklowego Anioły Piekieł. Wszystko opisane ciekawie i w zabawnym stylu Hammonda, ale większość tej książki oglądający Top Gear już widzieli, gdyż są to zakulisowe opisy najbardziej znanych odcinków specjalnych. Ja akurat jestem fanką tego programu i absolutnie mi to nie przeszkadzało. Ale to jest też największa wada książki - obawiam się, że dla kogoś, kto nie zna Top Gear, Richarda i jego kolegów, całość będzie nie do końca zrozumiała i trochę nudna.

Rok ekstremalnych przygód jest dość krótka i czyta się ją szybko, taka idealna pozycja na wakacje czy do pociągu. Nie polecam jej jednak czytelnikowi nieznającemu Richarda, przed lekturą lepiej jednak puścić sobie jeden czy dwa odcinki jego programu. Jeśli nie polubicie konwencji Top Gear, to książka również może wam się nie spodobać. Ja oceniam ją na 3/5, głównie ze względu na słaby w niektórych momentach warsztat pisarski.

niedziela, 22 stycznia 2017

4/2017 Dziecko Odyna, Siri Pettersen (Krucze pierścienie tom I)


Wyobraź sobie, że brakuje ci czegoś, co mają wszyscy inni. Czegoś, co stanowi dowód na to, że należysz do tego świata. Czegoś tak ważnego, że bez tego jesteś nikim. Jesteś zgnilizną. Mitem. Człekiem. 
Dzikus z Północy kaleczy nożem niemowlę, by ukryć, że dziewczynka urodziła się bez ogona. Gnijący członek Rady desperacko walczy o to, by wywołać wojnę. Ubóstwiany syn z arystokratycznego rodu wyrzeka się własnego dziedzictwa i godzi mieczem w swoich. Mieszkańcy opuszczają swoje domy i gospodarstwa ze strachu przed istotami, których nikt nie widział od tysiąca lat. A rudowłosa, bezogoniasta dziewczyna ucieka, by ratować życie. 
Opis z okładki książki.
Zdziwiłam się trochę, kiedy zobaczyłam tę książkę w bibliotece. To właściwie nowość, ukazała się w Polsce w zeszłym roku. Zauważyłam, że moja biblioteka sprowadza raczej romanse i obyczajówki, a tu takie pozytywne zaskoczenie... Ale już od jakiegoś czasu miałam w planach przeczytać całą trylogię Krucze pierścienie, więc nie wahałam się ani chwili i od razu zabrałam do domu jej pierwszy tom.

Jest to kolejna książka fantasy, w której głównymi bohaterami są nastolatkowie: Hirka lat 15 oraz Rime lat 18. Do kompletu nasza piękna Hirka ma jeszcze włosy w jedynym słusznym rudym kolorze. W iluż to już pozycjach widzieliśmy ten schemat... Początkowo obawiałam się trochę o jakość tej powieści (zwłaszcza, że równolegle czytam coś absolutnie fantastycznego, gdzie większość bohaterów jest dorosła, a i sama fabuła jest o wiele poważniejsza), ale okazało się, że pod tym względem jest dobrze. Owszem, bohaterka czasem zachowuje się dziecinnie albo głupio, ale  zwykle potem zdaje sobie z tego sprawę, żałuje i wyciąga wnioski. Pasuje mi też wątek miłosny: jest obecny, ale nie wychodzi na pierwszy plan i ładnie komponuje się z resztą wydarzeń.

Autorka jest Norweżką i mocno inspirowała się mitologią skandynawską. Poza oczywistymi odniesieniami znalazłam też świetny północny klimat przejawiający się w opisach miast, ubiorów, uzbrojenia i przede wszystkim krajobrazów. Praktycznie widziałam te wszystkie piękne lasy i góry. Plastyczność jest dużym plusem tej powieści.

Podobały mi się też intrygi polityczne. Może Gra o tron to to nie jest, ale też taki stopień zagmatwania akcji absolutnie nie był tu potrzebny. W każdym razie cieszę się, że ta książka to coś więcej niż zwykły romans i elementy nadprzyrodzone.

Dziecko Odyna nie jest jednak książką idealną. Są miejsca, w których autorka niepotrzebnie komplikuje fabułę. Są też takie momenty, które można byłoby spokojnie ominąć, a dla odmiany przy końcu dodać z 10 czy 20 stron. Ta końcówka to chyba najsłabszy moment - pod względem technicznym, fabularnie wszystko gra. Mam tylko wrażenie, że zabrakło trochę dobrego warsztatu pisarskiego.

4/5 - myślę, że to najwłaściwsza ocena tej książki. Wciągnęłam się w ten świat i z przyjemnością przeczytam resztę trylogii. Szkoda, że nie wypożyczyłam od razu wszystkich tomów, bo Dziecko Odyna kończy się cliffhangerem, a mnie naprawdę ciekawią dalsze losy Hirki i Rimiego. Mam nadzieję, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze.

czwartek, 12 stycznia 2017

3/2017 Chemia śmierci, Simon Beckett


Manham. Małe, spokojne miasteczko. Krajobraz pozbawiony zarówno życia, jak i konkretnych kształtów. To tu doktor David Hunter, genialny antropolog sądowy, szuka schronienia przed okrutną przeszłością. Sądzi, że przeżył juz wszystko to, co najgorszego może przeżyć człowiek. Że wie o śmierci wszystko. Ale śmierć, ów proces alchemii na wspak, wdziera się do Manham. I to w niewyobrażalnie wynaturzonych formach. Spokojne miasteczko rozsadza strach i nienawiść. Każdy może być ofiarą... I każdy może być zwyrodniałym mordercą... 
Opis fabuły z okładki książki.

Chemia śmierci to kolejna książka, do której wracam po latach. Czytałam również dwie kolejne powieści z doktorem Davidem Hunterem w główniej roli, jednak to właśnie ona najbardziej zapadła mi w pamięć. 

Lubię kryminały, a ten jest naprawdę dobry. Największe wrażenie zrobił na mnie sposób prowadzenia intrygi, czyli to, co w tego typu literaturze jest najważniejsze. Oczywiście, można domyślić się kto jest mordercą, ale jest całe grono podejrzanych, więc nie będzie to takie proste. Wielki plus również za naturalistyczne opisy zwłok i procesu rozkładu. Główny bohater w końcu jest antropologiem sądowym i byłoby słabo, gdyby ich zabrakło. Generalnie postać doktora Huntera jest ciekawie skonstruowana. Niby jest stereotypowym mężczyzną po przejściach, który szuka spokoju w sennym miasteczku na prowincji, ale na szczęście autor nie zrobił z niego twardziela. Zdarza mu się płakać, być bezradnym, mieć chwile słabości. Nie jest też bad boyem, lecz stara się być porządnym człowiekiem. Taki zwykły, ludzki typ, który ostatnio jakoś najbardziej lubię w literaturze.

Simon Beckett nie skupia się jedynie na zagadce kryminalnej. Postarał się również oddać klimat małego angielskiego miasteczka, w którym dochodzi do tragicznych wydarzeń i każdy zaczyna podejrzewać każdego. Ciekawym dodatkiem jest postać niezbyt sympatycznego pastora, który wykorzystuje morderstwa do nabicia sobie popularności. Podoba mi się ta warstwa obyczajowa, ale ostatnio czytałam Kinga i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że on napisałby to lepiej... Wiadomo, książka liczyłaby wtedy pewnie jakieś 900 stron ;)

Nie mam do tej powieści jakiś większych uwag czy zastrzeżeń. Daję jej ocenę 4/5, gdyż mimo wszystko zabrakło mi jakiegoś efektu wow. Chyba nie będę wracać do kolejnych części tego cyklu, pamiętam, że nie miałam już takiej frajdy podczas ich czytania. Skupiłam się bardziej na typowaniu mordercy niż na prostym cieszeniu się fabułą. Jednak Chemię śmierci będę polecać zawsze, ilekroć ktoś spyta o jakiś dobry kryminał.

wtorek, 10 stycznia 2017

2/2017 Kraina Jutra. Początek, Jeff Jensen, Jonathan Case



Jest rok 1939. Świat szykuje się do kolejnej wojny. Tajne stowarzyszenie geniuszy chce podzielić się z ludzkością niewiarygodnym odkryciem, mogącym odmienić jej losy!

Na przeszkodzie staje potężny wróg - pół człowiek, pół maszyna - który nie zatrzyma się przed niczym, by powstrzymać ich przed przekazaniem tej niezwykłej wiedzy. 

Tymczasem Clara wraz ze swoim synem Lee wybierają się do Nowego Jorku, aby wziąć udział w I Światowym Konwencie Science Fiction. W ich ręce trafia komiks z sekretnym kodem, który wprowadza tę dwójkę w sam środek spisku. 

Jak zakończy się ich walka? Kto zwycięży w tej rozgrywce?
Odkryj niesamowitą Krainę Jutra - tu wszystko jest możliwe!
Opis z okładki książki.
Książkę tę przeczytałam przypadkiem, pożyczyła mi ją koleżanka. Jest to prequel filmu Kraina Jutra, który mam zamiar obejrzeć, ale nie mogę jakoś się za to zabrać. Teraz jednak zaczynam nabierać na niego coraz większej ochoty.

Powieść to proste science fiction, w sam raz dla starszych dzieci i młodzieży. Mamy grupę wybitnych naukowców, którzy chcą zmieniać świat na lepsze za pomocą swoich wynalazków oraz złych nazistów, którzy chcą wszystko przerobić na broń. Mało skomplikowane, ale fabuła daje radę. Główni bohaterowie zostali napisani dobrze, niektórzy z nich są nawet całkiem niejednoznaczni. Zawiódł mnie styl książki, jest za suchy, zdecydowanie przydałoby się więcej soczystych opisów. Nowe światy i niezwykłe wynalazki to świetne pole do popisu dla kogoś obdarzonego talentem do składania słów, ale autorom najwyraźniej trochę tego talentu zabrakło. 

Myślę, że ta książka została napisana dla kasy: mieli ją kupować fani filmu, albo osoby, którym przypadkowo wpadła w ręce, miały zainteresować się filmową kontynuacją. Ta strategia trochę działa, bo ja jestem ciekawa świata Krainy Jutra, jednak mój entuzjazm jest bardzo umiarkowany i raczej nie zostanę fanką. Disney stracił na tym uniwersum grube miliony, a recenzenci twierdzili, że film powinien powstać w latach 90., wtedy z miejsca stałby się hitem. Dziś odbiorcy są już przyzwyczajeni do czegoś innego. Cóż, jak obejrzę, to sama ocenię. Tymczasem książka dostaje ode mnie 3/5, nie polecam jakoś szczególnie, ale i nie odradzam.

czwartek, 5 stycznia 2017

1/2017 Kula, Michael Crichton


Amerykański okręt badawczy natrafia na dnie Pacyfiku na... gigantyczny statek kosmiczny. Zorganizowana przez marynarkę USA ekspedycja dokonuje szokującego odkrycia, sprzecznego z wszelką logiką: statek wydaje się nieuszkodzony, chociaż może mieć tysiące lat! A w jego wnętrzu naukowcy znajdują tajemniczą kulę... 
Opis fabuły z okładki książki
Pamiętam, że oglądałam kiedyś film na podstawie tej książki. Było to dawno, jakieś 10 czy 12 lat temu. Niewiele z niego pamiętam: morskie dno, naukowcy, statek, no i to, że zrobił na mnie duże wrażenie. Kiedy zobaczyłam jego literacki pierwowzór w bibliotece to od razu postanowiłam go przeczytać. 

Historię dziwnego statku poznajemy z perspektywy Normana Johnsona, psychologa w średnim wieku. Jest on częścią zespołu naukowców wezwanego do wyjaśnienia tej tajemnicy. W Kuli dużo jest dialogów na temat ludzkiej psychiki czy natury ewentualnych pozaziemskich istot. Tematy ciekawe, ale napisane w trochę męczący sposób. Pierwsza połowa książki trochę mnie tym znudziła i jakoś nie mogłam wczuć się w lekturę. Ale za to później wreszcie zaczyna się coś dziać. Akcja rusza dynamicznie do przodu i autentycznie trzyma w napięciu. Dno oceanu to niezbyt przyjazne miejsce, w którym od śmierci dzielą naszych bohaterskich naukowców jedynie cienkie ściany habitatów... 

Według mnie Crichtonowi w Kuli lepiej wyszły elementy thrillera niż science fiction. Filozoficzne dysputy były ok, ale można było zaserwować je w mniej łopatologiczny sposób. Postaci nie mają większej głębi, są tylko zbiorami kilku charakterystycznych cech. Myślę, że autor pisał tę powieść od razu z myślą o ekranizacji i nigdy nie miała być czymś wybitnym. Sam pomysł na fabułę jest bardzo interesujący, a w momentach zagrożenia naprawdę dobrze się to czyta. Generalnie Kula jest taką trochę rzemieślniczą pozycją, którą można przeczytać, gdy ma się ochotę na coś lekkiego i oceniam ją na 3/5.

niedziela, 1 stycznia 2017

Podsumowanie 2016 roku

Podsumowanie


Mój czytelniczy wynik w tym roku to 47 książek. Przy czym niektóre cykle i trylogie liczyłam razem, na sztuki wyjdzie aż 66. To o wiele więcej niż rok temu (31 i 44). Duży wpływ na ten wynik miało prowadzenie bloga, który jednak motywuje mnie do regularnego czytania oraz zakup porządnego czytnika e-booków, który wiele ułatwia. Nadal nie biorę udziału w żadnych wyzwaniach czy book tagach, ale za to odwiedzam wiele innych blogów książkowych i nie będę ukrywać, że inspiruję się niektórymi elementami, które mi się spodobają.

Hity i kity 2016

Najpierw kity, czyli książki, które mnie zawiodły i nie polecam ich nikomu.

Miejsce 3.



Mega słaby technothriller, który zamiast napięcia i ciekawej fabuły zaserwował mi masę facepalmów. Jeśli znasz się choć trochę na informatyce, to podczas lektury tej książki będziesz cierpieć podwójnie.

Miejsce 2.



Nagrodzona Zajdlem powieść, która mi w ogóle nie podeszła. Książka jest krótka, ale wymęczyłam się w trakcie jej lektury. Chociaż przyznaję, zakończenie było całkiem ok.

Miejsce 1.



Nie uwierzę, jeśli ktoś powie mi, że istnieje bardziej chałowata dystopia od tego czegoś. Powieść, która miała poruszać poważne problemy, wzbudziła u mnie jedynie chęć natychmiastowego wyrzucenia jej za okno. Jakoś udało mi się doczytać ją do końca, ale chyba tylko dzięki niepoprawnemu optymizmowi każącemu mi sądzić, że w końcu znajdę w niej coś wartego uwagi.

Teraz hity. Książek z oceną 5/5 uzbierało się aż 8 i wybór nie był prosty. Oto zwycięska trójka:

Miejsce 3.



Może ta książka nie jest arcydziełem, ale przeczytałam ją w idealnym momencie: wtedy, gdy potrzebowałam czegoś pozytywnego i poruszającego. Nacja dostarczyła mi wiele dobrych emocji i na pewno kiedyś jeszcze do niej wrócę.

Miejsce 2.



Powieść Dukaja zachwyciła mnie niesamowitą oryginalnością i plastycznością. Ten autor oczarował mnie swoim stylem i na pewno będę do niego wracać. I już marzy mi się kolekcja jego dzieł na półce...

Miejsce 1.



Nic na to nie poradzę: dla mnie Mroczna Wieża jest cyklem wybitnym i jestem w nim chyba już dozgonnie zakochana. Bardzo chętnie przeczytałabym coś lepszego lub równie dobrego, co tak samo zawładnęłoby moim sercem i wyobraźnią, ale niestety, na nic takiego nie natrafiłam. Będę jednak szukać wytrwale.

Zmiany na blogu w 2017 roku

Zacznę może od zmian, które wprowadziłam wcześniej. Oceny i etykiety świetnie się sprawdziły i pozwalają łatwiej kontrolować treści na blogu. Wprowadziłam też krótki opis fabuły umieszczany przed moją opinią. Zwykle przepisuję go z okładki lub kopiuję z lubimyczytac.pl. Ta praktyka sporo mi ułatwiła, nie muszę już kombinować jakby tu streścić książkę, mam bezspoilerowego gotowca. Co do szaty graficznej i nagłówka bloga: będę zmieniać te elementy jeśli poczuję taką potrzebę. Myślę, że będą one zwykle utrzymane w ciepłej kolorystyce, bo nie podobają mi się minimalistyczne blogi, na których jedynymi kolorami są biel, czerń i okazjonalnie niebieski.

Na razie szykuję tylko dwie małe, kosmetyczne zmiany. Po pierwsze, rezygnuję z używania cudzysłowu i przerzucam się na kursywę. Tak będzie bardziej profesjonalnie :) Po drugie: z tytułu notki zniknie słowo recenzja. W sumie moje posty to bardziej opinie i wrażenia niż prawdziwe obiektywne recenzje.

Przede wszystkim jednak dziękuję tym, którzy zaglądają tu i czytają moje notki. Prowadzę bloga głównie dla siebie, ale jest mi bardzo miło kiedy widzę wyświetlenia i pozytywne komentarze. Nie zamierzam przestać czytać i dzielić się wrażeniami z moich lektur, mam też nadzieję, że wy nie przestaniecie wchodzić tu i zapoznawać się z moimi opiniami. Życzę wszystkim udanego 2017 roku, zarówno pod względem czytelniczym, jak i każdym innym!