środa, 22 stycznia 2020

3/2020 Wzlot Persepolis, James S. A. Corey (Expanse tom VII)

Na tysiącu połączonych siecią wrót gwiazd zasiedlonych przez ludzką ekspansję nowe kolonie starają się znaleźć własną drogę. Wszystkie planety balansują na granicy między zapaścią a cudem, zaś załoga starzejącego się okrętu Rosynant ma pełne ręce roboty przy utrzymywaniu delikatnego pokoju. 
W olbrzymiej przestrzeni między Ziemią a Jowiszem planety wewnętrzne i Pas zawiązały ostrożny i niepewny sojusz, wciąż nawiedzany przez upiory historii i uprzedzeń. Tymczasem na utraconym świecie Lakonii ukryty wróg ma nową wizję dla całej ludzkości... i siły, by ją narzucić. 
Nowe technologie ścierają się ze starymi i dzieje ludzkich konfliktów wracają do antycznego wzoru wojny i podboju. Jednakże natura ludzka nie jest jedynym wrogiem, a uwalniane siły mają swoją cenę. Cenę, która zmieni kształt ludzkości - oraz Rosynanta - w nieoczekiwany sposób i już na zawsze.
Opis z okładki książki.
Na samym początku ostrzegam: ta recenzja będzie pełna spoilerów, więc dla osób, które jeszcze nie czytały tej książki, albo oglądały jedynie serial, jest przeznaczony tylko ten akapit Wzlot Persepolis to kolejna bardzo udana część serii Expanse. To już siódmy tom, ale poziom nie spada, co świadczy o tym, że całość jest bardzo dobrze zaplanowana i konsekwentnie prowadzona. To kolejny rozdział w uniwersum, jednocześnie autorzy pamiętają o wszystkich wcześniejszych wydarzeniach, sympatiach, antypatiach i charakterach  postaci, które nie zmieniają się nagle, bo to potrzebne do fabuły, lecz ewoluują zgodnie z tym, jak rozwija się świat wokół nich. Ten tom nie zawiedzie fanów protomolekuły, bo jest tu ona ważnym wątkiem i zanosi się na to, że będzie jeszcze ważniejsza w przyszłości. I to już koniec części bezspoilerowej, dalej zapraszam tych, którzy już znają książkę, albo spoilery im niestraszne.

Siadam więc, otwieram książkę, czytam. Pierwsze zdanie i od razu szok: akcja przeskoczyła do przodu aż o trzydzieści lat! Pomiędzy poprzednimi tomami zdarzały się przeskoki czasowe, ale nigdy tak wielkie. Na szczęście ten zabieg wcale książce nie zaszkodził. Pominięte lata minęły ludzkości we względnym spokoju. Ziemia doszła do siebie po katastrofie. Nowe kolonie rozwijają się i handlują ze sobą za pośrednictwem kierowanego przez Pasiarzy Związku Transportowego, który stał się znaczącą siłą polityczną. James Holden i jego załoga wciąż latają na Rosynancie pracując dla Związku. Właśnie wyruszyli na misję, która miała być ostatnia. Holden i Naomi już za chwilę mają odejść na emeryturę, a statek ma przejąć Bobbie. Oczywiście nic nie wyszło z tych pięknych planów, bo po trzydziestu latach milczenia zbuntowani Marsjanie z kolonii Lakonia postanawiają wrócić do gry i walczyć o władzę. A że ich broń i technologia są oparte na protomolekule, to ich szanse nie wydają się być takie małe...

Pomysł na fabułę jest świetny, jego realizacja również. Prawie nie ma się do czego przyczepić, jednak znalazłam jedną taką rzecz: bohaterowie dosłownie co chwile myślą o tym, że są już starzy, tu ich boli, tam strzyka, i tak w kółko. Dziękuję, załapałam od pierwszego zdania, że minęło już trzydzieści lat. Spokojnie można byłoby wyrzucić co drugą taką wzmiankę, upływ czasu byłby i tak dobrze zaakcentowany.

Dla równowagi jeden element wybija się tu ponad przeciętny (czyli i tak wysoki) poziom, a jest to Lakonia. Kolonia założona przez zbiegłych z Marsa  wojskowych marzących o lepszej przyszłości, uwiedzionych wizją ich przywódcy, Winstona Duarte. Ten geniusz balansujący na granicy szaleństwa marzy o potędze i nieśmiertelności. Jedno i drugie ma zapewnić mu protomolekuła, dlatego też na miejsce swojej ucieczki wybrał planetę idealną do eksperymentów - zauważona na niej wielkie struktury stworzone właśnie przez protomolekułę. Zabrał ze sobą naukowców, którzy przedkładają postęp ponad moralność oraz fanatycznie wiernych żołnierzy, dzięki czemu w ciągu trzydziestu lat jego potęga militarna przewyższyła to, czym dysponuje reszta ludzkości. Celem Duartego jest podporządkowanie sobie wszystkich, bo oczywiście tylko on zapewni dobre i sprawiedliwe rządy, a kto tego nie pojmuje, będzie musiał niestety zginąć, o jakże mu przykro z tego powodu. To świetny czarny charakter; czytanie o tym, jak główni bohaterowie z nim walczą, to czysta przyjemność.

Oczywiście ludzkość jakoś nie pali się, by wejść w skład Imperium Lakonii, więc walka będzie nieunikniona. Większość książki zajmują kapitalnie opisane działania partyzanckie na stacji Medyna, które z wielkim zaangażowaniem prowadzą miejscowi Pasiarze i załoga Rosynanta.. Okupacyjne siły Lakonii nie mają z nimi lekko. Nie zabraknie też wielkiej bitwy stoczonej w Układzie Słonecznym, która jest nieco zaskakująca, biorąc pod uwagą siły w niej użyte, sam przebieg walk i pewne działanie niepożądane, którego naprawdę nikt się nie spodziewał.

Wzlot Persepolis znakomicie spełnia swą rolę, czyli nakreśla sytuację po długiej przerwie, ustawia pionki na szachownicy, wyjaśnia motywację wszystkich stron, oraz daje nam sporo dobrej akcji i zagadek do rozwiązania w kolejnych tomach. Standardowo już przy Expanse piszę to samo przy ocenie: było super, 5/5, i nie mogę się doczekać kolejnego tomu, Nic na to nie poradzę, to sama prawda.

Recenzje tomu pierwszego Przebudzenie Lewiatanastara i nowa.
Recenzja tomu drugiego Wojna Kalibana
Recenzja tomu trzeciego Wrota Abaddona
Recenzja tomu czwartego Gorączka Ciboli
Recenzja tomu piątego Gry Nemezis
Recenzja tomu szóstego Prochy Babilonu

4 komentarze:

  1. Cieszy mnie, że autorzy trzymają poziom, bo to jedna z ciekawszych serii sf ostatnich lat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A owszem, jedna z ciekawszych i lepszych. Co do poziomu: mam wielką nadzieję, że tak zostanie do końca.

      Usuń
  2. Nie czytam... Wrócę, gdy przeczytam. Na razie czekam na dostawę 4 tomu in English ;)

    OdpowiedzUsuń