poniedziałek, 13 kwietnia 2020

9/2020 Bursztynowa luneta, Philip Pullman (Mroczne materie tom III)

Will i Lyra, których losy splotły się nierozerwalnie za sprawą sił drzemiących w innych światach, zostali gwałtownie rozdzieleni. Muszą się teraz odnaleźć, bo czeka ich nie tylko najstraszniejsza ze wszystkich wojen, lecz także podróż do mrocznej krainy, z której nikt nigdy nie wrócił.
Opis z okładki książki. 
I to już, cała trylogia Mroczne materie za mną. Nowe wydanie wygląda przepięknie i jest dobrej jakości - twarda oprawa jest zawsze najlepszą opcją. Nawet nowe tłumaczenie drażniło mnie tylko w pierwszym tomie, później się przyzwyczaiłam. Tak jak pamiętałam, Bursztynowa luneta okazała się być tą częścią, która podobała mi się najmniej. Nie było jednak aż tak źle - zapewne dlatego, że wiedziałam już, że będą tam lamosłonie na kółkach i mogłam się na nie odpowiednio przygotować :) Pomijając ten dziwaczny pomysł, jest to udany finał opowieści.  

No, może jest jeszcze jedna dziwna rzecz, do której można się przyczepić: w jaki sposób lord Asriel wybudował wielką twierdzę i wyposażył ogromną armię w tak krótkim czasie? Nigdzie w książce nie jest powiedziane, ile czasu tak naprawdę minęło. Na moje oko pomiędzy końcem pierwszego tomu a początkiem trzeciego nie upłynęło więcej niż kilka miesięcy, a to jednak trochę za mało, by przygotować się do największej wojny w historii wszechświatów. Chociaż i tak okazuje się, że ta wojna nie maiła kluczowego znaczenia, bo bardziej liczyły się czyny jednostek.

Nie ma sensu robić spoilerów, więc nie będę pisać o fabule, zamiast tego wspomnę może o problematyce poruszanej w Bursztynowej lunecie. Nie należy zapominać, że jest to pewnego rodzaju baśń, przypowieść, w której fabuła ma drugorzędne znaczenia, bo najważniejsze są przemyślenia wywołane lekturą. Dużo tu tematyki dotyczącej dorastania, wchodzenia w dorosłość i pierwszej miłości, co szczególnie mogą docenić odbiorcy będący w wieku, którego to dotyczy. Jest też coś z zupełnie innej beczki - sporo rozważań o śmierci i przemijaniu. Do mnie najbardziej trafił fragment mówiący o tym, że nie powinniśmy się umniejszać i rezygnować z przyjemności, bo nikomu nie będzie lepiej tylko dlatego, że nam będzie gorzej. No i oczywiście popieram twierdzenie autora, że powinniśmy być wobec siebie życzliwi i dążyć do szczęścia, wiedzy i rozwoju.

Nie żałuję, że wróciłam do Mrocznych materii, chociaż książki z przesłaniem nie są tym, po co sięgam najczęściej. Ta trylogia jednak do mnie trafia i czytało mi się ją bardzo przyjemnie, parę razy nawet się wzruszyłam. W Bursztynowej lunecie jest najwięcej dziwnych pomysłów (dziwnych w tym złym sensie), więc dam jej tylko 4/5

Recenzja pierwszego tomu Zorza polarna
Recenzja drugiego tomu Delikatny nóż

3 komentarze:

  1. To naprawdę warta zainteresowania seria, właśnie ze względu na to, że ma coś do powiedzenia nie tylko młodym czytelnikom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam film i serial. Z jednej strony chcę trylogię przeczytać - bo klasyka, bo w sumie warto, bo ładne wydanie. Z drugiej jednak strony coś mnie od niej odrzuca. Jakoś ten cały koncept dajmonów, ta cała baśniowość... chyba za bardzo mi się kojarzy z realizmem magicznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toż to jest przecież fantasy w czystej postaci, z magicznymi artefaktami i wieloma światami, jaki tam realizm magiczny :)

      Usuń