Serce Cienia to ostatni tom pasjonującego cyklu znakomitego autora fantasy, zatytułowanego Marchia Cienia.
Tysiące lat temu, po Wojnie Bogów, pod Zamkiem Marchii Południowej została uśpiona ogromna, złowroga moc. Szalony autarcha Sulepis pragnie ją obudzić i poddać swej władzy. W tym celu ma wykorzystać Olina, króla Marchii Południowej i ojca Barricka i Briony. Rozdzielone bliźnięta wróciły do ojczyzny, każde z nich z bagażem trudnych doświadczeń i nowym celem: Briony dąży do odbicia ojcowskiego tronu zagarniętego przez uzurpatora, Barrick zaś, obdarzony tajemniczym darem Qarów, staje u ich boku.
W obliczu potężnej i straszliwej siły dotychczasowy porządek ulega zburzeniu, zacierają się granice, nie wiadomo, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Wydarzenia nieuchronnie zmierzają ku apokalipsie...
Opis fabuły z lubimyczytac.pl
Ostatni tom zamykający cykl Marchia Cienia nieco mnie rozczarował. Dopóki nie byłam pewna zakończenia, dopóki wszystko jeszcze mogło się zdarzyć (aczkolwiek bez przesady, to jednak bardzo schematyczna powieść i jakieś spektakularne zwroty akcji nigdy nie wchodziły w grę), było dobrze. Tempo, napięcie, przeskoki pomiędzy postaciami - wszystko grało aż do wielkiego finału. Nadeszło ostateczne starcie, zło zostało pokonane, pozytywni bohaterowie skończyli z mniejszym lub większym happy endem, a tu jeszcze jakaś jedna czwarta książki do przeczytania. O co tu chodzi? Okazało się, że autor zapragnął wyjaśnić wszystkie wątki poboczne, które pojawiły się od pierwszego tomu, a o części z nich zdążyłam już dawno zapomnieć. I silił się przy tym na wyczerpujące opisy, zamiast zamknąć wszystkie sprawy w maksymalnie dwóch rozdziałach. Owszem, książka nie może się nagle urwać i trzeba chociażby zaznaczyć, w którą stronę pójdą losy głównych bohaterów, ale zakończenie Serca Cienia jest już dla mnie totalnym przegięciem.
Poza tą końcową wpadką jest jednak całkiem dobrze. Książka ma dobre tempo i wzbudza emocje. Obstawiałam, którą z moich ulubionych postaci Tad Williams uśmierci w finale, ale on poszedł drogą znaną chociażby z Władcy Pierścieni - niby wszystko dobrze się skończyło, ale bohaterowie nie są do końca szczęśliwi. Raz dałam się zupełnie zaskoczyć: postać, która nie chciała zdradzić swojej tożsamości, okazała się być zupełnie kimś innym, niż przypuszczałam. Jednak nie mogę dać Sercu Cienia oceny innej niż 3/5. Książka (i cała seria) nie wprowadza do literatury fantasy niczego nowego, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Najlepszy jest trzeci tom, ale ogólnie to kolejna opowieść o walce dobra ze złem w magicznym świecie, dobra dla takich świrów jak ja, którzy i tak to przeczytają i nie będą za bardzo marudzić. Bardziej wymagającym czytelnikom polecam jednak coś ambitniejszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz