środa, 28 lutego 2018

4/2018 Majstersztyk, Anna Kańtoch


Anna Kańtoch powraca do swojego debiutanckiego cyklu, dając kolejną mroczną zagadkę do rozwiązania Domenicowi Jordanowi, z wykształcenia lekarzowi, z zamiłowania zaś badaczowi czarnej magii i demonów. Jordan na prośbę biskupa Malartre'a zagłębia się w sprawę tajemniczego zaginięcia pewnego młodzieńca, którego ostatnio widziano podczas przedstawienia wędrownego sztukmistrza. Czy Wielki Gaston jest jedynie zwykłym kuglarzem, za jakiego się podaje? Czy też na scenie użyto prawdziwej magii?
Opis fabuły: lubimyczytac.pl 
Majstersztyk można byłoby od biedy nazwać długim opowiadaniem, ale myślę, że minipowieść to lepsze określenie. Domenic Jordan tym razem rozwiązuje sprawę zniknięcia mężczyzny, które miało miejsce w trakcie występu cyrkowego magika. Niby sztuczka właśnie na tym polegała, ale ochotnik nie pojawił się z powrotem... Śledztwo zostało dobrze opisane, dodatkowo łączy się z pozornie rozwiązaną sprawą sprzed lat. Podejrzanych jest kilkoro, autorka mieszała tropy i mąciła, ale rozwiązanie zagadki jest satysfakcjonujące - ani za proste, ani za bardzo skomplikowane. Więcej o fabule nie napiszę, bo byłyby to już same spoilery.

Nie dowiadujemy się zbyt wiele o głównym bohaterze. Autorka widocznie doszła do wniosku, że po Majstersztyk sięgną czytelnicy, którzy są zaznajomieni z poprzednimi tomami opowiadań, więc nie trzeba im za dużo tłumaczyć. Mimo tego dostajemy pewną nową, dość istotną informację: otóż są takie kręgi w Kościele, które nieprzychylnie patrzą na działalność Jordana i gdyby nie protekcja biskupa, to nasz główny bohater miałby parę rzeczy do wyjaśnienia Świętemu Oficjum... To bardzo ciekawy wątek, który z powodzeniem mógłby być rozgrywany w następnych opowiadaniach czy powieściach, ale na razie nie zanosi się, by takowe miały powstać.

W poprzednich opowiadaniach z tego cyklu niezmiernie podobały mi się lokacje - zawsze świetnie opisane, niecodzienne, klimatyczne, pełne grozy czającej się gdzieś w kącie. Tutaj jest miasto; niby zagrożone powodzią, niby teatr jest trochę magiczny, niby dzielnica biedoty ciekawie opisana (ja jednak i tak niezbyt lubię czytać o biedzie i patologii), ale brakowało mi tego nieuchwytnego czegoś.

Ogólnie ta książka nie zrobiła na mnie większego wrażenia. To poprawna historia, dobra dla kogoś, kto zna wcześniejsze części cyklu. Oceniam na 3/5; ogólnie Domenica Jordana polecam, ale lepiej będzie zacząć czytanie od początku.

Tom pierwszy opowiadań: Diabeł na wieży - recenzja
Tom drugi: Zabawki diabła - recenzja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz