poniedziałek, 18 listopada 2019

27/2019 Ostatnie życzenie, Miecz przeznaczenia, Andrzej Sapkowski


Ustalmy to jasno na samym początku: jestem jedną z tych nielicznych fanek Wiedźmina, która woli sagę od opowiadań. Nie jakoś specjalnie bardziej, ale gdybym miała wybierać, to zawsze na pierwszym miejscu postawię te pięć powieści z dziwnym zakończeniem. Oczywiście opowiadania są świetne, niektóre wręcz genialne, ale trafiają się niewypały, np. Okruch lodu. Serio, jeśli jesteście przekonani o absolutnym geniuszu Wiedźmina, to weźcie do ręki Miecz przeznaczenia, odszukajcie to opowiadanie i przyjrzyjcie się dokładnie temu, jak postaci do siebie mówią (a raczej przemawiają). Denerwujące jest też ciągle powtarzanie tytułu w Granicy możliwości. Ok, to jest fajne, jeśli gdzieś w treści opowiadania ten tytuł padnie, ale w tym przypadku Andrzej Sapkowski chyba przegrał jakiś zakład i musiał go wrzucić na praktycznie każdą stronę.

I to tyle jeśli chodzi o minusy. Jak widzicie, nie wytknęłam ich jakoś szczególnie dużo, bo generalnie Wiedźmina uwielbiam i nie potrafię go bardzo krytykować. Jak większość zapewne wie, wszystko zaczęło się w 1986 roku od jednego opowiadania o łowcy potworów wysłanego na konkurs, na którym zajęło trzecie miejsce. Teraz Wiedźmin to osiem książek przełożonych na kilkanaście języków, antologia opowiadań, ukraińska cyberpunkowa wariacja w temacie, hitowe gry komputerowe, komiksy, musical, film fanowski, słynna rodzima ekranizacja, nadchodząca serialowa adaptacja od Netflixa. I na pewno jeszcze o czymś zapomniałam. Coś takiego można określić tylko w jeden sposób: to fenomen popkulturalny. Nasz swojski, polski (nie słowiański, słowiańskości w nim jak na lekarstwo) wiedźmak zawojował już cały świat. Kiedy pierwszy raz go czytałam, gdzieś koło 2000 - 2001 roku, nawet nie pomyślałam, że to się tak skończy. Zresztą co ja piszę, jaki koniec. To uniwersum ma taki potencjał, że o końcu jeszcze długo nie usłyszymy.

Nie będę rozwodzić się nad fabułą, zainteresowanych odsyłam w dwa miejsca: na blog Mistycyzm Popkulturowy, na którym autor rozkłada opowiadania na czynniki pierwsze; oraz do podcastu Czytu Czytu, gdzie autorki omawiają kolejne tomy opowiadań i sagi. O siebie dodam tylko, że jednak wolę opowiadania z pierwszego tomu, w drugim nie podszedł mi już wspomniany wcześniej Okruch lodu i Trochę poświęcenia.

Ta notka nie jest recenzją, a raczej zbiorem moich luźnych (jeszcze luźniejszych niż zwykle) przemyśleń na temat Wiedźmina. Oczywiście wystawię tym książkom ocenę, i oczywiście będzie to 5/5. Myślę, że teraz jest idealny moment na powtórną lekturę przygód Geralta, Yennefer i Ciri, ewentualnie na pierwsze spotkanie z tymi postaciami - do czego serdecznie zachęcam, zwłaszcza, jeśli ktoś lubi fantasy, a jakimś cudem jeszcze Wiedźmina nie czytał.

3 komentarze:

  1. A ja zdecydowanie wolę opowiadania - trawestacje bajek to jest to! I każde z nich ma coś głębokiego do przekazania. A saga skręca na koniec w taką stronę, że aż się zżymam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mistycyzm Popkulturowy dużo pisze o tym, skąd Andrzej Sapkowski czerpał inspiracje do opowiadań, polecam poczytać. A zakończenie sagi faktycznie jest, hmmm... kontrowersyjne :)

      Usuń
  2. Ech, od dawien dawna zbieram się do ponownego czytania. Na razie czytałem całość raz i to jeszcze w liceum, czyli już w zasadzie 20 lat temu. To straszna fura czasu. Ciekaw jestem, jak dziś je odbiorę. Na razie mam gry część trzecią na tapecie, którą to pewnie za 2-3 skończę ;)

    OdpowiedzUsuń