Przeczytanie tej sagi zajęło mi około miesiąca, ale po pierwsze: to cztery grube tomy, no i po drugie: niestety nie mogłam ostatnio poświęcić na lekturę tyle czasu ile bym chciała. Nie jest to książka nudna, o nie. Kiedy już zanurzymy się w wykreowany świat i trochę go poznamy, akcja wciągnie nas i nie puści aż do ostatniej strony. Ja wpadłam gdzieś w okolicy połowy pierwszego tomu i musiałam, po prostu musiałam poznać zakończenie. Zdecydowanie jest to jedna z tych książek, którą zabiera się ze sobą nawet do toalety a potem myśli się o niej przed zaśnięciem.
Dla niektórych może być to trudna lektura: wiele wątków, mnóstwo postaci, nazw, imion, krain... A do tego jej język jest stylizowany na staropolszczyznę. Dla mnie to olbrzymi plus, bo widać, że autorka nie traktuje czytelnika jak idioty, którego trzeba prowadzić za rączkę i wszystko wyjaśniać jak dziecku. Ta ogromna ilość szczegółów świadczy też o tym jak dokładnie obmyślony jest świat, w którym dzieje się akcja sagi. Podoba mi się też sposób, w jaki autorka opisuje sceny walki. Swobodnie posługuje się nazwami różnorodnej broni i opancerzenia. Chyba jeszcze nie spotkałam się z tak dobrą znajomością tematu u kobiety. Brawo Anna Brzezińska, i oby było więcej tak rzetelnie piszących autorek.
Według mnie zbój Twardokęsek wcale nie jest głównym bohaterem sagi. Poznajemy go kiedy postanawia przejść na emeryturę, okrada kompanów i ucieka na południe by tam żyć sobie wygodnie i spokojnie. Jednak na jego drodze staje rudowłosa Szarka, której przeznaczeniem jest zabić jednego z bogów. Tyle, że taka opcja niezbyt jej odpowiada i robi wszystko, żeby się z tego wyplątać. Szarka to bardzo dobra wojowniczka, w jej żyłach krąży krew nieśmiertelnych, ma nadnaturalne zdolności, jest piękna, mądra i - podkreślę to jeszcze raz - rudowłosa, ma też dwa magiczne zwierzątka. Brzmi jak przepis na antypatyczną bucówę, ale na szczęście tak nie jest. Szarka jest postacią świetnie napisaną, Czytelnik może poczuć bijące od niej emocje: głównie złość i gniew, ale także odczuć jej samotność w świecie, do którego nie pasuje. W dalszą podróż ruszają już razem, a potem dołącza do nich wiedźma, która - cóż za zaskoczenie - także ma magiczne zwierzątko. Stężenie magicznych zwierzątek na bohaterkę jest tu całkiem duże.
Twardokęsek, Szarka i wiedźma spotykają Koźlarza, który jest ukrywającym się księciem, prawowitym władcą Żalników. Jego kraj został podbity przez niegodziwego Wężymorda, który dostał nieśmiertelność i magiczne wsparcie od swojego niegodziwego boga Zird Zerkuna (zupełnym przypadkiem jest to ów bóg, którego ma zabić Szarka). Koźlarzowi udało się uciec z pomocą innego boga, ale jego siostra, Zarzyczka, została zakładniczką Wężymorda. Warto też wspomnieć, że Koźlarz uznał, że nadszedł najwyższy czas na rebelię i odzyskanie władzy, a pomóc w tym ma mu między innymi pewien magiczny miecz, który nosi na plecach...
I to moim zdaniem jest szóstka głównych bohaterów powieści. Moi ulubieni to Zarzyczka i Wężymord. Ona jest inteligentną dziewczyną, która lubi alchemię. Jest zakładniczką swojego wroga, ale z czasem pojawiają się wątpliwości: czy Wężymord aby na pewno jest taki okropny? Czy nadal jest posłuszny swojemu bogu? I czego tak naprawdę od niej chce...
Mogłabym jeszcze długo pisać o fabule - to powyżej to tylko zarys głównych wątków - i o bohaterach drugoplanowych, ale najlepiej będzie, jeśli sami sięgniecie po książkę i się przekonacie, że rozmachem "Saga o zbóju Twardokęsku" wcale wiele nie ustępuje "Sadze o wiedźminie" czy "Pieśni lodu i ognia".
Są też minusy. Autorka wprowadza nam zatrzęsienie rudowłosych. Szarka jest ruda, jej matka była ruda (to akurat logiczne), ale co i rusz któraś z postaci drugo, trzecioplanowych czy epizodycznych też okazuje się ruda. Spokojnie możnaby połowę z nich obdarzyć innym kolorem włosów. Trochę się czepiam, ale zawsze trochę mnie wkurza nadreprezentacja rudzielców w fantasy: niby to takie oryginalne, ale jeśli w co drugiej książce mamy tak "umaszczoną" bohaterkę lub bohatera to robi się to zwyczajnie nudne.
Po drugie - nie lubię Twardokęska. Nie zaprzeczę, że jest to postać dobrze i wiarygodnie napisana, ale nie lubię go i już. To zwykły prosty zbój, który chciałby tylko ograbić, pogwałcić, napić się i dobrze zjeść. Trochę zmienia się w czasie trwania akcji, ale nie na tyle, żebym poczuła do niego szczerą sympatię.
Koźlarz i jego rebelia też jest taka trochę niefajna. Niby prawowity władca chce odzyskać to, co mu się należy, ale ja wolałabym żyć pod władzą Wężymorda, gdzie prawo jest jednakowe dla wszystkich i panuje względny porządek. Koźlarz zapowiadał wprawdzie, że jego rządy też będą twarde, ale mam wrażenie, że będą się tam liczyć koligacje, pokrewieństwa, układy i układziki.
No i jeszcze zakończenie. Trochę za krótkie jak na tyle różnych wątków. Dwadzieścia stron więcej wcale by nie zaszkodziło. Zakończenie generalnie jest dobre, oprócz jednego motywu, mojego ulubionego (żmijowie, gdyby ktoś już czytał). Spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego, a dostałam takie... coś. Nie, ten wątek definitywnie zasługiwał na coś więcej. Przez pewien czas chciałam dać "Sadze o zbóju Twardokęsku" maksymalną ocenę, ale ostatecznie przyznaję jej 4/5 i naprawdę serdecznie polecam, bo to kawał dobrego polskiego fantasy jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz