piątek, 28 kwietnia 2017

21/2017 Krwawe rytuały, Jim Butcher (Akta Harry'ego Dresdena tom VI)


Harry’emu trafiały się już gorsze zlecenia niż praca tajemnego agenta na planie filmu dla dorosłych. Na przykład uskakiwanie przed płonącymi małpimi odchodami. Albo stanięcie twarzą w liść z chodzącą rośliną-potworem. Mimo to najnowsza sprawa zapowiada się bardzo niepokojąco. Producent filmu uważa, że jest celem zabójczej klątwy entropijnej – ale to otaczające go kobiety umierają w coraz bardziej widowiskowy sposób. 
Harry dał się w to wciągnąć wyłącznie za namową Thomasa – zaprzyjaźnionego wampira, flirciarza i zarozumialca, któremu nie do końca może ufać. Thomas ma w całej sprawie jakiś własny interes, Harry jednak nie jest w stanie go przejrzeć, a tymczasem tropy prowadzą wprost do seksownych krewnych wampira. Odkrycie szkieletu w rodzinnej szafie Thomasa na zawsze zmieni jego życie.
Opis fabuły: lubimyczytac.pl 
Szybko powróciłam do Harry'ego Dresdena. I co tu dużo mówić - jak dotąd była to najlepsza część jego przygód. Opis fabuły może sugerować, że jest to kolejny schemat: Harry dostaje ciekawe zlecenie, a przy okazji pakuje się w kłopoty, z których udaje mu się cudem wyjść żywym. Na szczęście autor tym razem nie do końca poszedł tą drogą.

Pierwsza połowa książki to typowy Dresden (że tak to nazwę), ale dalej robi się naprawdę interesująco. Harry próbuje nie tylko przeżyć, ale i odkryć prawdę o swojej rodzinie. Wykazuje przy tym mnóstwo determinacji i targają nim sprzeczne emocje. Dzięki temu zyskał w moich oczach więcej głębi jako postać i zaczęłam na serio przejmować się jego dalszym losem. 

Inne plusy powieści to Karrin Murphy, moja ulubiona policjantka, trochę magiczny szczeniak, który wybrał Dresdena na swojego właściciela, no i oczywiście humor. Szczególnie piesek jest fajny i wprowadza do książki trochę luzu i swojskości, a jego wspólne sceny z kotem są przezabawne. Scenarzyści mają rację: jeśli chcesz, by ludzie lubili twoją postać, daj jej psa. Dobrze, że zmienił się tłumacz serii, bo czytało mi się lepiej niż poprzednie części - aczkolwiek sceny, w których bohater jest podniecony albo myśli o seksie nadal są napisane jakoś tak nieporadnie. Imię kota Dresdena zmieniło się tajemniczo z Pan na Mister - cóż, czary. Przyznaję, że Mister brzmi lepiej i zastanawiałam się już wcześniej, dlaczego tłumacz nie zdecydował się na pozostawienie oryginalnej wersji.

Krwawe rytuały oceniam oczko wyżej niż poprzednie części, czyli 4/5. Seria ma tendencję zwyżkową i mam nadzieję, że ją utrzyma. Liczę na więcej wilkołaków, ale nie wiem, czy się pojawią, gdyż nie robię sobie spoilerów i nie czytam opisów kolejnych tomów.

Recenzja tomów I - IV
Recenzja tomu V

środa, 26 kwietnia 2017

20/2017 Czerwona kraina, Joe Abercrombie


Spalili jej dom. Porwali jej brata i siostrę. Ale zbliża się czas zemsty. 
Płoszka Południe miała nadzieję pogrzebać krwawą przeszłość i z uśmiechem odjechać w dal, ale zamiast tego będzie musiała odkurzyć dawne paskudne zwyczaje, by odzyskać swoją rodzinę, a nie należy do kobiet, które zawahają się przed uczynieniem tego, co konieczne. Wyrusza w pogoń, zabierając jedynie parę wołów oraz swojego tchórzliwego starego ojczyma Owcę. Jednakże okazuje się, że Owca również ucieka przed krwawą przeszłością, a tej nie da się pozostawić za sobą w pozbawionej praw Dalekiej Krainie. 
Pościg powiedzie ich przez jałowe równiny do przygranicznego miasteczka ogarniętego gorączką złota, poprzez konflikty, pojedynki i masakry, wysoko w nieznane góry, gdzie czekają Duchy. A co gorsza, zmusi ich do sojuszu z Nicomo Coscą, niesławnym najemnikiem, oraz jego nieporadnym prawnikiem Temple’em, czyli ludźmi, którym nikt nigdy nie powinien zaufać…
Opis fabuły: lubimyczytac.pl 
Kolejna książka Abercrombiego za mną, i muszę to powiedzieć od razu: ta jak dotąd była najlepsza. Wciąż jest to brutalne dark fantasy, ale tym razem cel przyświecający głównym bohaterom jest szlachetny: muszą oni odszukać porwane dzieci. O walce o słuszną sprawę czyta mi się jakoś przyjemniej. 

Autor postanowił nadać tej powieści sporo cech westernu i umieścił w niej takie motywy jak gorączka złota wybuchająca na odludnym terenie i przyciągająca tłumy zdesperowanych poszukiwaczy pragnących odmienić swój los, czy też lud Duchów, tajemniczych rdzennych mieszkańców, którzy z miejsca kojarzą się z Indianami. Mamy tu również scenę brawurowego ataku na pancerny wóz wypełniony skarbami - w tym momencie miałam przed oczami niezliczone sceny ataków na pociąg z klasycznych westernów. Świetny jest klimat Fałdy - chaotycznego miasta poszukiwaczy powstałego na starych imperialnych ruinach, do którego ciągną zarówno bandyci, jak i poważni przedsiębiorcy szukający legalnych zysków. Fałda została opisana tak dobrze, że nietrudno było mi sobie wyobrazić jej błoto, smród i koślawe domy. No i jest jeszcze wątek walki o władzę w mieście, równie interesujący jak poszukiwanie dzieci.

Nicomo Cosca, Caul Dreszcz czy Przyjazny to tylko niektórzy z bohaterów znanych już z wcześniejszych powieści tego uniwersum, którzy pojawili się w Czerwonej krainie. O innych nie będę pisać, bo mógłby to być duży spoiler. Są też nowe, godne uwagi postaci. Moją bezapelacyjną faworytką jest Płoszka Południe, która pomimo burzliwej przeszłości potrafiła wyjść na prostą i stara się być dobrym człowiekiem. Ciekawy jest też Temple. Ten niedoszły kapłan, niedoszły budowniczy i niedoszły prawnik również starał się postępować moralnie i w zgodzie z własnym sumieniem, ale jakoś nigdy mu się to nie udawało. Ale teraz, kiedy obraca się w towarzystwie ludzi lepszych niż banda rabusiów i morderców, jest jeszcze dla niego jakaś szansa...

Generalnie moje odczucia po przeczytaniu Czerwonej krainy są bardzo pozytywne i oceniam ją na 5/5. Oczywiście było tu sporo bezsensownych morderstw i rabunków, ale autor wyjątkowo pozwolił dobru chociaż częściowo zatriumfować, a to zawsze sprawia mi satysfakcję. Nadal polecam Abercrombiego, bo jeszcze się na nim nie zawiodłam. Niebawem mam zamiar zabrać się za trylogię Morze Drzazg, która ma lżejszy klimat, bo skierowana jest do młodszego czytelnika, ale myślę, że mi się spodoba.

piątek, 21 kwietnia 2017

19/2017 Kroniki Jakuba Wędrowycza, Andrzej Pilipiuk


Na wojsławickiej komendzie zostały po nim tylko protokół zatrzymania i gumofilce. Choć zarzuty wobec poszukiwanego Jakuba W. mogą szokować, ma on szacowne grono obrońców. 
– To filozof oscylujący w stronę menela, dziwaka, geniusza, rycerza i dowcipnisia, Polaka-Który-Potrafi i Polaka, któremu się chce, szlachetny altruista, który za trudy dla świata chce tylko dobrego słowa. I dobrego trunku. Z przewagą mocnego trunku – grzmi Eugeniusz Dębski. 
– Być może mieszka w zapadłej wsi na Ścianie Wschodniej, być może odżywia się własnoręcznie pędzonymi trunkami i wygląda na starego kłusownika, ale nie daj się zwieść pozorom! – przestrzega Jarosław Grzędowicz. – Jeszcze nie pojawił się wampir, kosmita, wilkołak czy upiór, który dałby radę nieustraszonemu egzorcyście w gumofilcach.
Opis z okładki książki.
To mój kolejny (po Ślepowidzeniu) w ostatnim czasie powrót do książki, którą czytałam już wcześniej. W tym akurat przypadku minęło co najmniej sześć lat, i okazało się, że ten czas nie był dla Jakuba Wędrowycza zbyt łaskawy. 

Postać najlepszego w kraju cywilnego egzorcysty zna wielu fanów literatury fantasy. Ba, być może jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów w polskiej fantastyce. I zasłużył na to, bo wioskowy pogromca demonów na wiecznym rauszu wbija się w pamięć i zdobywa sympatię czytelnika. Za pierwszym razem ta książka strasznie mi się spodobała i czekałam na pojawienie się kolejnych tomów w mojej bibliotece. Tym sposobem przeczytałam chyba cztery części i w końcu zaczęłam odczuwać pewne zmęczenie materiału (podobnie jak przy Cyklu inkwizytorskim Jacka Piekary). Opowiadania z Wędrowyczem w końcu straciły swoją świeżość. Ale wciąż mam do nich duży sentyment, więc kiedy dwa lata temu zobaczyłam pierwszą część w koszu z tanimi książkami w zawrotnej cenie 9,99 zł, nie wahałam się ani chwili.

Książka musiała odstać swoje na półce, by nabrać mocy urzędowej, ale w końcu zapragnęłam ją sobie powtórzyć. Mamy tu 12 opowiadań o różnej długości. Odniosłam wrażenie, że te fajniejsze zaczynają się gdzieś około połowy, a moim faworytem jest Hotel pod Łupieżcą - czyli co się stanie, gdy Wędrowycz z kumplami postanowią otworzyć własny biznes. Miałam problem z humorem, były miejsca naprawdę zabawne, a których śmiałam się jak trochę opętana, ale z drugiej strony w niektórych momentach stężenie absurdu przekraczało górną granicę mojej tolerancji. 

Generalnie Kroniki Jakuba Wędrowycza nie zrobiły na mnie aż tak dobrego wrażenia jak za pierwszym razem. Zabrakło tego nieuchwytnego czegoś. Widocznie gust mi się trochę zmienił. To nadal zabawne i lekkie fantasy w unikalnym stylu, ale teraz oceniam je tylko na 3/5.


A tutaj typowa akcja Anakina: zawsze szybciutko anektuje pozostawione bez opieki książki i robi sobie z nich poduszki.

środa, 19 kwietnia 2017

18/2016 Śmiertelne maski, Jim Butcher (Akta Harry'ego Dresdena tom V)


Harry Dresden, jedyny profesjonalny mag detektyw w Chicago, ma powód do zadowolenia - interesy idą świetnie. Ale ma też powody do zmartwień - pojedynek z diukiem Ortegą z Czerwonego Dworu i kradzież Całunu, który posiada ogromną magiczną moc. Nie wspominając o powrocie dziewczyny Harry'ego, półwampirzycy Susan...
Opis fabuły: strona wydawnictwa. 
Do cyklu o magu Harrym Dresdenie powróciłam po roku przerwy (tutaj recenzja pierwszych czterech tomów). Nadal podtrzymuję swoje zdanie o tej serii: to lekko napisane, pełne humoru fantasy z mnóstwem akcji i nadnaturalnych zjawisk. Książka, która znakomicie pozwala oderwać się od rzeczywistości. Główne wątki fabularne Śmiertelnych masek są naturalną kontynuacją poprzednich tomów (wisząca w powietrzu wojna między wampirami i magami, dalsze losy Susan), ale pojawiają się też nowe motywy i postaci związane z poszukiwaniem Całunu Turyńskiego. Brakowało mi wilkołaków i policjantki Karrin, ale myślę, że moi ulubieni bohaterowie wrócą w kolejnych częściach.

Jednak znalazłam też kilka wad, między innymi najdziwniejszą scenę erotyczną, jaką do tej pory czytałam. Nie wiem, czy to wina tłumacza, ale strasznie mnie ona rozbawiła, głównie za sprawą użytych tam zwrotów i wyrażeń. Nie było to raczej intencją autora, więc myślę, że coś tam po prostu poszło nie tak. Sama fabuła również nie zachwyca, jest do bólu poprawna i trochę schematyczna. W trakcie czytania łapałam się na tym, że bardziej niż na losach postaci skupiam się na kreacji magicznego świata, bo to Jimowi Butcherowi wyszło naprawdę dobrze.

Akta Harry'ego Dresdena to dobry cykl i będę czytać go dalej, planuję nawet zabrać się niebawem za kolejny tom. Jednak szczególnie w tej piątej części brakuje jakiejś iskry, jakiegoś pomysłu. W sumie mogłabym nazwać ją przyjemnym w odbiorze wyrobem rzemieślniczym i dlatego też daję ocenę 3/5.

czwartek, 13 kwietnia 2017

17/2016 Echopraksja, Peter Watts


Zbliża się XXII wiek. Jest to świat, w którym ci, co odeszli, wysyłają żywym pocztówki z Nieba, wierni wprowadzają się w ekstazę religijną, dokonując rewolucji w nauce; w którym genetycznie zrekonstruowane wampiry rozwiązują problemy nierozwiązywalne dla zwykłych ludzi, a żołnierze mają w głowie przełącznik trybu zombie, odcinający im samoświadomość podczas walki. A wszystko to monitoruje obca inteligencja, które nie zamierza się ujawnić. 
Daniel Brüks jest żywą skamieliną, biologiem terenowym w świecie, gdzie biologia się zinformatyzowała; jest marionetką wykorzystaną przez terrorystów do zabicia tysięcy ludzi. Ukrywa się na pustyni w Oregonie, odwróciwszy się plecami do ludzkości, rozpadającej się z każdą sekundą na odrębne podgatunki. Jednakże którejś nocy budzi się w oku cyklonu, który wywróci cały świat do góry nogami.  
Uwięziony na pokładzie statku lecącego do środka Układu Słonecznego, po lewej stronie ma dręczonego tęsknotą żołnierza, którego obsesją są szeptane wiadomości od dawno zmarłego syna. Po prawej – panią pilot, tropiącą człowieka, którego przysięgła zabić na miejscu. W cieniach za jego plecami czai się wampirzyca ze świtą zombie-ochroniarzy. Przed sobą zaś mają garstkę mnichów w szponach religijnego uniesienia, prowadzącą ich na spotkanie z czymś, co nazwali Aniołami z asteroid. Na tej pielgrzymce Daniel Brüks, ludzka skamieniałość, stanie oko w oko z największym przełomem ewolucyjnym od powstania rozumu.
Opis fabuły: lubimyczytac.pl 
Zabrałam się za Echopraksję wkrótce po powtórce Ślepowidzenia, i to był dobry ruch. Obawiam się, że dłuższa przerwa mogłaby mnie zniechęcić. Kontynuacja to również twarde i ciężko przyswajalne science fiction, jednak zmieniło się trochę moje podejście: tym razem nie próbowałam uwierzyć we wszystko, co napisał autor i nie traktowałam książki jak poważnej próby przewidzenia przyszłości. Spróbowałam skupić się raczej na fabule i przyjąć więcej elementów po prostu na wiarę.

Wiara jest też istotnym elementem tej książki. Autor zadał czytelnikom wiele pytań o istnienie bądź nieistnienie boga, jego ewentualną naturę, granice nauki, dalszą ewolucję ludzkości... Przy ewentualnym drugim czytaniu Echopraksji na pewno wyłapałabym ich więcej. Wszystko to oczywiście ma podstawy w istniejących teoriach naukowych lub w całkiem prawdopodobnych hipotezach. Tu duże brawa dla Petera Wattsa, który znowu odwalił kawał dobrej roboty.

Postaci były całkiem udane, zwłaszcza główny bohater Daniel zaimponował mi swoim uporem i hartem ducha. Uwikłał się w dziwną i niebezpieczną historię, był otoczony przez o wiele bardziej zaawansowane umysły, ale pomimo tego nie zaprzestał obserwacji i badań - końcu cały czas był naukowcem. Jego towarzysze podróży również są dobrze napisani, a dzięki postaci ojca Siriego Keetona mamy bezpośredni związek ze Ślepowidzeniem. A wampirzyca Valerie to mistrzostwo absolutne - jeszcze nie spotkałam w literaturze tak bardzo nieludzkich, pierwotnych i niebezpiecznych wampirów jak u Wattsa. Obdarł te mityczne stwory z całego romantyzmu i zostawił tylko grozę i mordercze instynkty ledwo kontrolowane przez potężny umysł. Wolę raczej takie bardziej przystępne wampiry, chociażby w stylu Anne Rice, ale doceniam tę niebanalną konwencję.

Generalnie tę książkę czytało mi się lepiej od poprzedniczki, ale mam jedno wielkie zastrzeżenie: fabuła i zakończenie. Na początku jest ok, ale końcówka mocno mnie rozczarowała, bo w sumie prowadzi donikąd.. Mam wrażenie, że cała Echopraksja powstała tylko po to, żeby autor miał gdzie zadać swoje pytania i snuć egzystencjalne rozważania. A ja lubię proporcje odwrotne, kiedy ta cała warstwa filozoficzna zmuszająca czytelnika do myślenia jest częścią fabuły i naturalnie z niej wynika. Po dwóch powieściach stwierdzam, że twórczość Wattsa jest dla mnie zbyt przekombinowana i lepiej będzie, jeśli dam sobie z nią spokój. 3/5.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

16/2017 Czterdzieści i cztery, Krzysztof Piskorski


Rok 1844. Odkrycie energii próżni zmieniło historię. Wojny i powstania potoczyły się nowym torem, a europejskie mocarstwa kolonizują światy równoległe. Do odciętej blokadą Anglii przybywa Eliza Żmijewska - poetka i ostatnia kapłanka zapomnianego słowiańskiego bóstwa. Ma wykonać wyrok na bogatym przemysłowcu, Konradzie Załuskim, wydany przez samego Juliusza Słowackiego. Czy Załuski naprawdę jest winny zdrady? A może padł ofiarą rozgrywki dwóch wieszczów? 
Europa stoi na krawędzi wojny. Rewolucjoniści, luddyści i szaleni prorocy snują piętrowe intrygi. Armie, tajne policje oraz floty powietrznych okrętów czekają na znak. Z pozaświatowych kolonii Francji, Anglii oraz Rosji nadciągają egzotyczne stworzenia i obce siły. Coś lęgnie się w ciemnych zaułkach miast...
Opis fabuły z okładki książki. 
Czterdzieści i cztery to doskonały przykład tego, że polska literatura pełna jest dzieł ciekawych i oryginalnych, a nasi rodzimi autorzy potrafią pozytywnie zaskoczyć. Nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam czegoś ok, ale bez fajerwerków, a okazało się, że ta książka to świetny mix akcji, steampunku i epoki romantyzmu. Wciągnęłam się już po kilku stronach i ciężko było mi się od niej oderwać.

Duże brawa dla Krzysztofa Piskorskiego szczególnie za to, jak udało mu się oddać klimat początku XIX wieku i jednocześnie nieco go unowocześnić poprzez dodanie technologii aetherowej. Umiejętnie wybrał też barwne postaci z epoki i wrzucił je do swojej książki. Na końcu jest zamieszczona odautorska notka wyjaśniająca niektóre inspiracje i nawiązania, ale fajnie jest odkrywać je samemu.

Początkowo bałam się, że ilość wątków mnie przytłoczy, bo mamy tutaj: walki narodowowyzwoleńcze, poezję, energie aetherową, światy równoległe, inteligentne wielkie robale, gadającą głowę, słowiańskie wierzenia... I uwierzcie mi, to jeszcze nie wszystko. Ale autor skupił się na postaci Elizy Żmijewskiej i to ona zawsze jest w centrum wydarzeń, poznajemy ten skomplikowany świat tylko z jej perspektywy. To całkiem sympatyczna bohaterka, chociaż jest trochę za dobra w zbyt wielu dziedzinach - taki mały minusik. Bardzo podobały mi się jej próby napisania wiersza: a to minęła już odpowiednia chwila, a to już udało się jej coś wymyślić, a później okazywało się, że to przecież jest już wiersz kogoś innego... Biedna Eliza, przez całą książkę nie było jej dane zostać poetką. :) Gdyby dorzucić tam jeszcze jednego czy dwóch bohaterów, z perspektywy których poznawalibyśmy akcję, zrobiłby się straszny tłok i powieść musiałaby urosnąć do trylogii czy nawet cyklu.

Do ideału trochę zabrakło, zwłaszcza za sprawą zakończenia. Nie było złe, ale spodziewałam się czegoś innego, może bardziej epickiego. Przez chwilę byłam rozczarowana, jednak później przemyślałam sprawę i stwierdzam, że finał jest odpowiedni. Tak jak u Sapkowskiego: nie podobały mi się zakończenia Sagi o wiedźminie i Trylogii husyckiej, ale w sumie były one dobrze wyważone, ani zbyt słodkie, ani zbyt gorzkie. Tak też (no, może na mniejszą skalę) było i w Czterdzieści i cztery.

Pomimo kilku wad dam tej książce 5/5, bo dostarczyła mi tego, co w czytaniu lubię najbardziej: wartkiej akcji, ciekawych pomysłów, nawiązań, przy których trzeba ruszyć głową i pozytywnych bohaterów. Dopiero tuż przed napisaniem tej recenzji dowiedziałam się, że inna książka Krzysztofa Piskorskiego - Cienioryt - dostała w 2013 roku nagrodę im. Janusza A. Zajdla, czyli największe wyróżnienie polskiej literatury fantastycznej. Szybciutko wpisuję ją na listę do przeczytania i cieszę się, że odkryłam kolejnego dobrego rodzimego twórcę.