Na wojsławickiej komendzie zostały po nim tylko protokół zatrzymania i gumofilce. Choć zarzuty wobec poszukiwanego Jakuba W. mogą szokować, ma on szacowne grono obrońców.
– To filozof oscylujący w stronę menela, dziwaka, geniusza, rycerza i dowcipnisia, Polaka-Który-Potrafi i Polaka, któremu się chce, szlachetny altruista, który za trudy dla świata chce tylko dobrego słowa. I dobrego trunku. Z przewagą mocnego trunku – grzmi Eugeniusz Dębski.
– Być może mieszka w zapadłej wsi na Ścianie Wschodniej, być może odżywia się własnoręcznie pędzonymi trunkami i wygląda na starego kłusownika, ale nie daj się zwieść pozorom! – przestrzega Jarosław Grzędowicz. – Jeszcze nie pojawił się wampir, kosmita, wilkołak czy upiór, który dałby radę nieustraszonemu egzorcyście w gumofilcach.
Opis z okładki książki.
To mój kolejny (po Ślepowidzeniu) w ostatnim czasie powrót do książki, którą czytałam już wcześniej. W tym akurat przypadku minęło co najmniej sześć lat, i okazało się, że ten czas nie był dla Jakuba Wędrowycza zbyt łaskawy.
Postać najlepszego w kraju cywilnego egzorcysty zna wielu fanów literatury fantasy. Ba, być może jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów w polskiej fantastyce. I zasłużył na to, bo wioskowy pogromca demonów na wiecznym rauszu wbija się w pamięć i zdobywa sympatię czytelnika. Za pierwszym razem ta książka strasznie mi się spodobała i czekałam na pojawienie się kolejnych tomów w mojej bibliotece. Tym sposobem przeczytałam chyba cztery części i w końcu zaczęłam odczuwać pewne zmęczenie materiału (podobnie jak przy Cyklu inkwizytorskim Jacka Piekary). Opowiadania z Wędrowyczem w końcu straciły swoją świeżość. Ale wciąż mam do nich duży sentyment, więc kiedy dwa lata temu zobaczyłam pierwszą część w koszu z tanimi książkami w zawrotnej cenie 9,99 zł, nie wahałam się ani chwili.
Książka musiała odstać swoje na półce, by nabrać mocy urzędowej, ale w końcu zapragnęłam ją sobie powtórzyć. Mamy tu 12 opowiadań o różnej długości. Odniosłam wrażenie, że te fajniejsze zaczynają się gdzieś około połowy, a moim faworytem jest Hotel pod Łupieżcą - czyli co się stanie, gdy Wędrowycz z kumplami postanowią otworzyć własny biznes. Miałam problem z humorem, były miejsca naprawdę zabawne, a których śmiałam się jak trochę opętana, ale z drugiej strony w niektórych momentach stężenie absurdu przekraczało górną granicę mojej tolerancji.
Generalnie Kroniki Jakuba Wędrowycza nie zrobiły na mnie aż tak dobrego wrażenia jak za pierwszym razem. Zabrakło tego nieuchwytnego czegoś. Widocznie gust mi się trochę zmienił. To nadal zabawne i lekkie fantasy w unikalnym stylu, ale teraz oceniam je tylko na 3/5.
A tutaj typowa akcja Anakina: zawsze szybciutko anektuje pozostawione bez opieki książki i robi sobie z nich poduszki.
Tej serii Pilipiuka nie czytałam, ale jakoś mi się nie śpieszy. Ja tego pana właściwie wkładam do jednego worka z Ćwiekiem - ot, pewnie będzie miło i lekko, ale poza tym nie spodziewam się wiele.
OdpowiedzUsuńMasz rację, to takie przyjemne czytadła są.
Usuń