środa, 30 września 2015

10/2015 "Żołnierz Arete" Gene Wolfe - recenzja


Powiem krótko: gniot, który przeczytałam tylko dlatego, że był na mojej liście i był krótki. Jest to drugi tom cyklu - nie rozumiem, dlaczego w necie na liście książek polecanych zamieścili drugi tom, ale cóż, pierwszego i tak czytać nie zamierzam. Rzecz dzieje się w starożytnej Grecji, a główny bohater stracił pamięć i musi odzyskać swoją tożsamość. W tym celu jeździ po Helladzie wplątując się w różne dziwne wydarzenia. Przy tym jest kimś w rodzaju wybrańca, a w jego losy wtrącają się greccy bogowie.    

Ta książka mogłaby mi się podobać dawno temu, w czasach późnej podstawówki, kiedy namiętnie oglądałam "Herkulesa" i "Xenę wojowniczą księżniczkę" i  byłam żywo zainteresowana grecką mitologią. Teraz "Żołnierz Arete" nie miał mi nic ciekawego do zaoferowania.

9/2015 "Kroniki królobójcy" (cykl) Patrick Rothfuss - recenzja



"Kroniki królobójcy", czyli jak sknocić coś, co mogło być świetną sagą fantasy. Pierwszy tom oceniam wysoko. Główny bohater, Kvothe, to genialny dzieciak pochodzący z wybitnie utalentowanej rodziny wędrownych artstów. W młodym wieku zostaje osierocony - jego rodzina zostaje zamordowana przez owiane złą sławą mityczne stworzenia. Kvothe oczywiście postanawia dowiedzieć się o mordercach jak nawięcej a potem się zemścić. Przez jakiś czas mieszka na ulicy, potem zostaje studentem uniwersytetu - co jest niezwykłe zważywszy jego młody wiek. Chłopak jest wszechstronnie utalentowany, więc nauka idzie mu gładko. Ze szczególnym zapałem studiuje magię. Rozwija też swój talent muzyczny. Zdobywa oddanych przyjaciół i zawziętych wrogów. Wszystko jest ok, czyta się dobrze, historia wciąga, czytelnik chce bliżej poznać świat. Zatem co mogło pójść nie tak?

Według mnie Patrick Rothfuss poległ na wątku miłosnym. Wikła swojego bohatera (w wieku wczesno nastolatkowym, +/- 14 lat, nie pamiętam dokładnie) w romans z trochę starszą kobietą, obdarzoną pięknym głosem i talentem muzycznym. Dziwnym trafem wybranka Kvothego jest też luksusową prostytutką, która boi się zaangazować w prawdziwy związek. Poza tym woli swojego bardzo tajemniczego mecenasa, który tłucze ją dla zabawy i obiecuje wielką karierę artystyczną od naszego "idealnego" bohatera. Kvothe oczywiście przedstawiony został jako ten, który mógłby mieć każdą kobietę, ale pożąda jedynej, która niezbyt go chce. Ale to jeszcze nic. Podczas jednej ze swoich przygód Kvothe zupełnym przypadkiem spotyka magiczną istotę znaną z tego, że porywa mężczyzn i uprawia z nimi seks aż umrą z wycieńczenia - coś w stylu sukkuba, tylko inaczej nazwane. Stworzenie to zabiera Kvothego do swojego magicznego świata w wiadomym celu. Oczywiście naszemu bohaterowi udaje sie przełamać urok, zostaje jednak w magicznym świecie i uczy się od swojej porywaczki sztuki miłości nieznanej zwykłym śmiertelnikom. Och, wspominałam już, że w momencie porwania nasz mały Kvothe był prawiczkiem? Widocznie żadna ze zwykłych śmiertelniczek nie była wystarczająco dobra by stać się jego pierwszą dziewczyną...

A teraz bardziej serio: Kvothe jest od początku przedstawiany jako cudowne dziecko, mały geniusz. Nie dziwi więc, że potrafi: śpiewać, grać na instrumentach, grać na scenie, wykonywać sztuczki akrobatyczne; zna się na medycynie, magii, rzemiośle; na uniwersytecie uczył się równiez historii i jeszcze paru rzeczy. Zna dobre maniery i umie zachować się na szlacheckich dworach. Owiera zamki wytrychem, Poznał i opanował bardzo skuteczną sztukę walki tajemniczego ludu. Dobrze, w to potrafię uwierzyć, takiego Kvothego kupuję. Ale mistrz seksu? I to jeszcze wyszkolony przez jakieś magiczne stworzenie? Z tym autor popłynął za daleko, a Kvothe stracił moją sympatię.

Żeby nie kończyć tym pesymistycznym akcentem wspomnę jeszcze o jednej sprawie, która mi się w książkach podobała: prowadzenie narracji. Kvothego poznajemy jako dorosłego już mężczyznę, który ukrywa się gdzieś w małej wiosce na uboczu. Pod przybranym imieniem prowadzi karczmę. Jego postać jest owiana legendą, a wsród ludu krążą prawdziwe i fałszywe historie o jego bohaterskich wyczynach. Jego spokój rujnuje przybycie skryby, który pragnie spisać prawdziwą historię jego życia. Zdemaskowany Kvothe godzi się. W ten sposób akcja dzieje się w dwóch płaszczyznach czasowych jednocześnie i ten zabieg naprawdę mi się spodobał. Przeczytałam pierwsze dwa tomy "Kronik królobójcy". Niestety autor skutecznie zniechęcił mnie do dalszej lektury.

niedziela, 27 września 2015

8/2015 "Oko świata" Robert Jordan - recenzja


Tak więc mamy "Oko świata", pierońsko długie fantasy, w którym trzeba uratować świat, ale najpierw trzeba przez ten świat przejść. Wędrują tam przez niemalże całe 900 stron. Spokojnie możnaby połowę tej wędrówki wyciąć, a i tak reszta byłaby nudnawa. Nasi ratownicy świata to młodzi wybrańcy - chłopcy z zabitej dechami wsi, czarodziejka i jej wojownik - bodyguard. Wędrują, uciekaja przed siłami zła, zostają rozdzieleni, wędrują, spotykaja się, wędruja, goszczą na zamku, dla odmiany wędrują... Zakończenie, czyli finalna walka dobro vs. zło, przedstawione jest w przyjemny sposób, ba, mogłoby być trochę dłuższe. Ale może autorowi się już nie chciało pisać nic więcej po tych wszystkich wyczerpujących wędrówkach.

W powieści znajdziemy klasyczne motywy fantasy i mnóstwo nawiązań do "Władcy pierścieni". Niestety wszystko to jest tak bardzo oklepane, że książka ciągnie się i dłuży niemiłosiernie. Powstało chyba 14 tomów tego cyklu, ale nie zamierzam się za niego brać. Chyba, że ktoś mi skróci każdą część o połowę :)

7/2015 "Jeźdźcy smoków z Pern" (cykl) Anne McCaffrey - recenzja




"Jeźdżcy smoków z Pern" to cykl kilkunastu powieści i opowiadań fantasy. Przeczytałam pierwsze trzy, tzw. oryginalną trylogię. Smoki - ok, bardzo lubię smoki, więc tematyka ksiązki spoko. Ale autorką jest kobietą, a tu już pojawia się problem. Często jest tak, że książki autorstwa kobiet nie podobają mi się. Tak było chociażby ze słynnymi i polecanymi przez wszystkich w necie "Mgłami Avalonu" Marion Zimmer Bradley - przeczytałam kilkanaście stron i rzuciłam tę lekture w pierony. Na szczęście okazało się, że "Jeźdźców smoków" da się czytać, jest to książka przyjemna i całkiem oryginalna. Dostajemy starożytną organizację jeźdżców smoków, która na planecie Pern walczy z wrogiem z kosmosu powracającym co kilkaset lat. Poznajemy świat i zwyczaje jego mieszkańców. Pojawiają się wątki rodem z sf - według mnie mocny punkt.

Ale żeby nie było tak kolorowo - smocza trylogia ma też wady. Szwankuje przede wszystkim kreacja bohaterów. Postaci bywają płaskie, a ich zachowanie niedostatecznie umotywowane. Charakter bohatera potrafi zmienić się z tomu na tom bez wyraźnej przyczyny, aby tylko pasowało to do koncepcji autorki. Słabe wątki miłosne. Nie lubię romansideł, ale tu aż prosiło się o umiejętne rozwinięcie pewnych tematów. 

Wszystkie te wady występują głównie w pierwszym i drugim tomie. Trzeci na ich tle pozytywnie się wyróżnia, może dzięki temu, że mamy innego głównego bohatera, który wreszcie jest "jakiś". Nawet wątki miłosne są lepiej napisane.

Jeśli ktoś lubi smoki, to spokojnie może czytać "Jeźdźców smoków z Pern". Nie chciało mi się zaczynać kolejnych tomów, ale może jeszcze do nich kiedyś wrócę. Chociażby dlatego, że zaciekawił mnie wątek sf - okazuje się, że na Pern ludzie przybyli z Ziemi... 

poniedziałek, 21 września 2015

6/2015 "Neuromancer" William Gibson - recenzja



Pisali, że wybitne. Że prekursor cyberpunku. Że nagrodzone, że trzeba przeczytać, super i w ogóle. A ja po przeczytaniu kilkunastu stron rzuciłam to na ponad tydzień. W końcu wróciłam do książki i ją zakończyłam. I powiem tak: połowa książki nudna. Nijak nie mogłam się wciągnąć w fabułę. Pisana dziwnym stylem, nieraz nagromadzenie epitetów w jednym zdaniu jak w szkolnym wypracowaniu (chociaż ten dziwny styl to może wina tłumaczenia). Po przekroczeniu połowy robi się lepiej, dostajemy wreszcie akcję, na której można się skupić. 

Ale ogólnie "Neuromancer" do mnie nie trafia. Być może w momencie premiery był nowatorski i przełomowy, ale mam wrażenie, że się brzydko zestarzał. 

Czytałam różne recenzje "Neuromancera" w necie. Wychodzi na to, że ta książka jest zero - jedynkowa. Albo uważa sie ją za arcydzieło, albo nie. Ja jej nie lubię i nie jest mi z tego powodu przykro.

5/2015 "Miasto i miasto" China Miéville - recenzja


Bardzo klimatyczny kryminał osadzony w nietypowej scenerii. Rzecz dzieje się w dwóch przenikających się miastach, istniejących w tym samym miejscu gdzieś w Europie południowo - wschodniej. Bezpośrednie przechodzenie z jednego do drugiego jest zabronione. Oryginalne tło i śledztwo w sprawie zabójstwa prowadzone przez doświadczonego policjanta sprawiają, że książkę czyta się dobrze. 

Nigdy wczesniej nie czytałam takiego połączenia kryminału i sf, dlatego też ciężko było mi ocenić tę książkę. "Miasto i miasto" zostało obsypane licznymi nagrodami, ale nie uważam, żeby było dziełem wybitnym, raczej takie 7/10, ale taka mocna siódemka. Z pewnością jest to jednak coś innego i wartego uwagi. Przeczytajcie, a sami przekonacie się o jego wyjątkowości.

4/2015 "Skrytobójca" (trylogia) Robin Hobb - recenzja


Takie typowe fantasy, nawet smoki się znalazły. Podobał mi się sposób opisania więzi pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem. Bardzo fajna i oryginalna magia. Na minus - irytujący główny bohater. Taka sierota, niby wyszkolony na skrytobójcę, ale jakby nie przyjaciele albo jego wilk to by zginął z pińcet razy. Gówniarz, a uważa, że wszystko wie najlepiej. Poza tym książka ok. Po przeczytaniu pierwszego tomu sięgnęłam po resztę, a to już coś, prawda? I nie żałuję, bo czytało się dobrze. Jak ktoś lubi fantasy to polecam.



3/2015 "Obcy w obcym kraju" Robert A. Heinlein - recenzja


Na początku było ok - na Ziemię przybywa z Marsa potomek pierwszych kolonistów wychowany przez rdzennych Marsjan. Oczywiście rzucają się na niego naukowcy, dziennikarze i politycy, ale udaje mu się z tego wykręcić z pomocą kilku przyjaciół. Potem obserwujemy jak człowiek z Marsa uczy się być po prostu człowiekiem, jednocześnie przekazując swoim ludzkim towarzyszom marsjańskie obyczaje.

A potem książka zmienia się w jakiś hipisowsko - anarchistyczny manifest przesączony rozważaniami na temat religii, moralności, szczęścia i seksu. I tu niestety jest bardzo czuć, że została wydana w 1968 r. i chyba z założenia miała być takim manifestem, a nie typowym sf. Od tamtej pory jednak świat poszedł naprzód i do mnie osobiście nie trafia przekonanie, że największym szczęściem, jakie mogłoby mnie spotkać, jest mieszkanie z innymi we wspólnym gnieździe, chodzenie nago i bycie wspólną żoną dla wszystkich.

Książka brzydko się zestarzała i niezbyt ją polecam.

2/2015 "Człowiek z Wysokiego Zamku" Philip K. Dick - recenzja


Alternatywna historia to coś, co lubię. W tym świecie to Niemcy i Japonia wygrały drugą wojnę światową. Napisana bardzo dobrze, z wiarygodnymi i zróżnicowanymi bohaterami. Wiarygodna jest także alternatywna linia czasowa. Nie jest to łatwa książka, nie da jej się czytać i robić milion innych rzeczy. Trzeba skupienia i wyciszenia, żeby zagłębić się w przedstawianą historię.  Niestety jest dość krótka, a chciałoby się czytać dalej.

Po internecie chodzą słuchy, że "Człowiek z wysokiego zamku" ma zostać zekranizowany, o ile dobrze pamiętam w formie serialu. Chętnie obejrzę.

1/2015 "Autostopem przez galaktykę" Douglas Adams - recenzja


Lekka, zabawna, miejscami wręcz absurdalna kosmiczna opowiastka, którą czyta się z uśmiechem przyklejonym do ust. Filmu na podstawie tej książki jeszcze nie oglądałam. No i, oczywiście, jest 42 :)

Niestety pierwszy tom nie był dobry na tyle, bym od razu sięgnęła po drugi. Może jeszcze wrócę do tej lektury - jest to niewykluczone. Póki co lista książek, które mam przeczytac jest długa i dochodzą do niej kolejne tytuły...

Powitanie

Hej wszystkim!

Założyłam tego bloga by mieć w sieci miejsce, gdzie mogłabym zamieszczać recenzje książek, które przeczytałam. Zaczęłam pisać je od początku tego roku i publikowałam je na portalu strm.pl (taki wykop, tylko o wiele fajniejszy). Początkowe recki będą kopią stamtąd, potem będę pisać na bieżąco.

//edit: portal strm.pl przestał działać (przynajmniej tymczasowo), więc muszę od zera napisać więcej recek, niż początkowo zamierzałam. W związku z tym posty będą pojawiać się nieco rzadziej. Na szczęście mam listę przeczytanych książek. 

Generalnie ten blog jest dla mnie, taki mój internetowy pamiętniczek, ale byłoby miło, gdyby w komentarzach pojawiła się  jakaś dyskusja. Czytaliście tę książkę i macie odmienne zdanie? A może podobne do mojego? A może chcecie mi coś polecić? Piszcie śmiało.