poniedziałek, 21 września 2015

3/2015 "Obcy w obcym kraju" Robert A. Heinlein - recenzja


Na początku było ok - na Ziemię przybywa z Marsa potomek pierwszych kolonistów wychowany przez rdzennych Marsjan. Oczywiście rzucają się na niego naukowcy, dziennikarze i politycy, ale udaje mu się z tego wykręcić z pomocą kilku przyjaciół. Potem obserwujemy jak człowiek z Marsa uczy się być po prostu człowiekiem, jednocześnie przekazując swoim ludzkim towarzyszom marsjańskie obyczaje.

A potem książka zmienia się w jakiś hipisowsko - anarchistyczny manifest przesączony rozważaniami na temat religii, moralności, szczęścia i seksu. I tu niestety jest bardzo czuć, że została wydana w 1968 r. i chyba z założenia miała być takim manifestem, a nie typowym sf. Od tamtej pory jednak świat poszedł naprzód i do mnie osobiście nie trafia przekonanie, że największym szczęściem, jakie mogłoby mnie spotkać, jest mieszkanie z innymi we wspólnym gnieździe, chodzenie nago i bycie wspólną żoną dla wszystkich.

Książka brzydko się zestarzała i niezbyt ją polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz