niedziela, 22 kwietnia 2018

10/2018 Zakon Krańca Świata, Maja Lidia Kossakowska (tom II)

Kiedy życie Larsa Bergensona, bezwzględnego Grabieżcy, zamienia się w dymiące zgliszcza nie pozostaje mu nic innego, jak ruszyć na północ. Droga wiedzie go do Wyroczni i Drzewa, które w tajemny sposób, nieustępliwe go przyzywa i nieustannie wpływa na jego życie. Za sobą Berg Końska Czaszka pozostawia wielu potężnych wrogów, którzy gotowi są na wiele, byle tylko mu zaszkodzić.  
Wszystkie istoty, które spotka po drodze, potwory, z którymi będzie musiał się zmierzyć, wystawią na próbę jego siłę i wiarę w samego siebie.
Opis fabuły: lubimyczytac.pl 
Szkoda mi tej książki. Mogła to być fajna opowieść  rozgrywająca się w ciekawym świecie, a tymczasem wyszło coś sporo poniżej przeciętnej. Miałam już wiele zastrzeżeń do pierwszego tomu (recenzja tutaj), ale miał on swoje mocne strony, chociażby głównego bohatera Larsa wykonującego zawód Grabieżcy. Ale w drugiej części te pozytywy gdzieś się rozpłynęły. 

Lars Bergenson stał się jakiś taki wyprany z charakteru i zupełnie nieciekawy. Miriam nie występuje. Jest kilka nowych postaci, ale żadna z nich nie zrobiła na mnie wrażenia, stereotypowa ruda czarodziejka i duch byłego mistrza to za mało. Fabuła jest tak liniowa jak w najprostszej grze komputerowej - główna misja, po drodze kilka przeszkód, trochę misji pobocznych. Lars idzie sobie na północ, coś mu przeszkadza, coś chce go zabić, kogoś poznaje, coś tam robi - i tyle. Żeby jeszcze chociaż finał tej wyprawy okazał się szałowy... Ale nie, są tylko jakieś psychodeliczne wizje, wizualizacje własnych lęków i takie tam. Nawet Drzewo, główny cel podróży Larsa, okazuje się być mało istotne. Książka sprawia wrażenie niedokończonej. Główny bohater zyskuje pełnię mocy, ale nijak jej nie używa. Nie mam pojęcia czy autorka planuje jakiś ciąg dalszy, ale własnie tak to wygląda, jak wstęp do dłuższej historii. 

Moim zdaniem przeniesienie akcji z miasta do północnych lasów zaszkodziło książce. W pierwszym tomie przyjemnie czytało mi się o miejskich układach i układzikach, ogólnie o całym społeczeństwie, które jakoś sobie radzi po końcu świata. A tu mamy tylko lasy, dziwne plemiona i magiczne moce. To już nie jest nauka przyszłości, tylko po prostu czysta magia, dlatego też dodałam do postu etykietę fantasy. Pani Kossakowska próbuje to jakoś tłumaczyć, ale te tłumaczenia są tak mętne, że nie wiem jakie są możliwości i ograniczenia tej magii, a to świadczy o słabej konstrukcji świata przedstawionego.

Mogłabym jeszcze powyliczać przez kilka akapitów wszystkie rzeczy, które mi w Zakonie Krańca Świata przeszkadzały, ale nawet nie chce mi się tego robić. Moja ocena to 2/5 i raczej nie wrócę do tej serii jeśli autorka kiedyś napisze kontynuację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz