niedziela, 13 grudnia 2020

21/2020 Utracone gwiazdy, Claudia Gray


Osiem lat po upadku Starej Republiki Imperium Galaktyczne panuje w całej znanej galaktyce. Opór wobec Imperium został niemal całkowicie stłumiony. Jedynie kilku odważnych przywódców, takich jak Bail Organa z Alderaana, ma jeszcze odwagę otwarcie sprzeciwiać się Imperatorowi Palpatine’owi. 
Po latach oporu wiele światów na obrzeżach Zewnętrznych Rubieży skapitulowało. Z podbojem każdej kolejnej planety Imperium jeszcze bardziej rośnie w siłę. Jego macki dosięgnęły wreszcie leżącej na Zewnętrznych Rubieżach planety Jelucan, na której młodego arystokratę Thane’a Kyrella i wieśniaczkę Cienę Ree łączy wspólne zamiłowanie do pilotażu. Gdy oboje dostają się do Akademii Imperialnej, są przekonani, że właśnie ziściły się ich najskrytsze marzenia. Kiedy jednak Thane na własne oczy doświadcza przerażających metod, które Imperium stosuje, by utrzymać w galaktyce rządy silnej ręki, zaczyna wątpić w słuszność własnych decyzji. 
Zgorzkniały i pozbawiony złudzeń, dołącza do rosnącego stopniowo w siłę Sojuszu Rebeliantów… zmuszając Cienę do dokonania wyboru między lojalnością wobec Imperium a uczuciem do człowieka, którego znała od dziecka. 
Czy stojący teraz po przeciwnych stronach barykady przyjaciele odnajdą sposób, by być razem? Czy ich wierność wobec przyświecających im celów poróżni ich, bezpowrotnie dzieląc galaktykę?

Opis z okładki książki. 

Utracone gwiazdy to solidna starwarsowa opowieść rozgrywająca się mniej-więcej równolegle do epizodów IV - VI. Skupia się na losach dwójki przyjaciół rozpoczynających karierę w Imperialnej Armii. Oboje są pełni zapału i marzą o pilotowaniu statków kosmicznych, ale rzeczywistość okazuje się nieco bardziej skomplikowana, niż im się wydawało, i zmusza ich do weryfikacji poglądów.

Przeczytałam tę książkę szybko i ze sporym zainteresowaniem, bo jest napisana sprawnie, a fabuła wciąga. Nie jest to jednak pozycja idealna, ale wszelkie uwagi to wyłącznie moja wina - nie należę do grupy docelowej i pewne rzeczy nie do końca mi pasowały. Widać, że Utracone gwiazdy były pisane dla starszych nastolatków. Młodzi bohaterowie zachowują się tak właśnie po nastolatkowemu, co jeszcze mi nie przeszkadzało, bo byli w takim wieku, że jak najbardziej mogli być emocjonalni w działaniach i radykalni w poglądach, ale dlaczego narracja ciągle musiała to podkreślać? W pewnym momencie miałam już tego odrobinę dość. 

Druga sprawa to zakończenie. Spodziewałam się czegoś bardziej dramatycznego, a to, co dostałam, było "zaledwie" słodko-gorzkie. Aż się prosiło dodać tu szczyptę tragizmu, ale autorka postawiła na bezpieczniejsze rozwiązanie. Ok, wyszło dobrze, ale mimo wszystko poszłabym krok dalej. A może to tylko mój ostatnio dziwny nastrój objawiający się wisielczym humorem i zamiłowaniem do smutnych piosenek dał o sobie znać? Mogło tak być...

Co na duży plus: zdecydowanie przedstawienie codziennego życia w wojsku Imperium. Ja się jeszcze z tym nie spotkałam, więc byłam zainteresowana. Nauka w Akademii Imperialnej została opisana dość skrótowo, ale w taki sposób, że jestem sobie w stanie ją wyobrazić bez trudu. Podobały mi się też sposoby, w jaki ludzie wciąż wierni Imperium próbowali sobie zracjonalizować jego zbrodnicze działania, chociaż widzieli, że ma to coraz mniej sensu. Takie drugoplanowe smaczki, ale robią klimat.

Utracone gwiazdy są książką udaną i wartą przeczytania, ale raczej dla fanów Gwiezdnych Wojen, a nie dla kogoś, kto w ogóle nie zna uniwersum. Myślę, że nie będzie to dobry punkt wejścia, bo jest na to trochę za mało uniwersalna. Wspominałam już, że zawiera sporo nawiązań do filmów, więc ich znajomość poszerza odbiór powieści. Ja bawiłam się na tyle dobrze, że ocenię ją na 4/5, zwłaszcza że zostałam nieco zaskoczona w końcówce - a zaskoczenie jest zawsze mile widziane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz