W swej wędrówce przez pustynię Mohaine ścigający człowieka w czerni Roland Deschain trafia do Tull. Nie jest mile widziany w tym mieście, w którym poza diabelskim zielem brakuje właściwie wszystkiego... a zwłaszcza litości.
Gościnę - a także swoje łózko - ofiarowuje mu barmanka Allie. Kiedyś pewnie była piękna, ale teraz pozostała jej tylko blizna na twarzy i whiskey do znieczulania się. I tajemnica, którą powierzył jej człowiek w czerni, kiedy przybył do Tull i uzdrowił konającego od ziela trzydziestopięcioletniego starca.
Opis z okładki Bitwy o Tull
To moje pierwsze komiksy od naprawdę bardzo, bardzo dawna... Zdarzyło mi się przeglądać marvelowego Venoma i Doktora Strange'a, ale to tak tylko przy okazji, więc uznaję, że się nie liczą. Te komiksy z cyklu Mroczna Wieża były już świadomym wyborem i przeczytałam je uważnie.
Komiks jest zwykle owocem pracy wielu ludzi, i tak też jest w tym przypadku. W tytule uwzględniłam tylko Stephena Kinga, bo to jego nazwisko jest eksponowane na okładce - prawdopodobnie po to, by zwiększyć sprzedaż. Odpowiada on za koncepcję literacką i kierownictwo wykonawcze, czegokolwiek by to nie oznaczało. Scenariuszem, redakcją i ilustracjami zajmowali się inni, ale nie będę ich wszystkich wymieniać, bo litania nazwisk byłaby długa.
Niezbyt czuję się na siłach, by oceniać to nowe dla mnie medium jakim jest komiks, ale i tak postaram się to zrobić. Fabularnie cały cykl komiksów o Rewolwerowcu zaczyna się w młodości Rolanda i jest prequelem książkowej Mrocznej Wieży. Jednak te pierwsze numery są trudno dostępne, w necie osiągają spore sumy, a ja na razie nie wygrałam w lotka, więc nieprędko je zdobędę. Te dwie części kupiłam po dziesięć złotych za sztukę, czyli w niezłej promocji. W tym momencie serii komiksy dogoniły już książki Bitwa o Tull to początek Rolanda (czyli pierwszego tomu Mrocznej Wieży), a Człowiek w czerni jest jego zakończeniem. Pomiędzy nimi jest luka, jeszcze jeden komiks Przydrożny zajazd, ale go nie mam :( Niemniej fabula była mi znana, co trochę ułatwiło mi odbiór. Jednak pierwsze minuty i tak były trudne, mózg musiał mi się przyzwyczaić do nowego medium. I tak łapałam się na tym, że najpierw czytałam tekst, a potem oglądałam ilustracje, bo nie mogłam ich ogarnąć na raz. Na szczęście im dalej, tym szło mi lepiej, i nie mam zamiaru na to narzekać.
A to jedna z alternatywnych okładek do Człowieka w czerni, która podobała mi się bardziej niż ta ostateczna. Na końcu każdego tomu zamieszczono ich po kilka, według mnie to świetny pomysł.
Co do ilustracji, to oceniam je bardzo pozytywnie. Często było tak w Empiku, że stałam przy tej półce z komiksami, przeglądałam je i chciałam coś kupić, ale oprawa graficzna mnie odrzucała. Mangi - niezbyt, Marvel - też nie, Wiedźmin - paskudny jak nieszczęście, chociaż podobno fabularnie fajny. Mroczna Wieża pod tym względem podpasowała mi od razu, zwłaszcza te plansze pokazujące krajobrazy rodem z Dzikiego Zachodu. No może twarze bohaterów mogłyby być odrobinę ładniejsze, ale to taka brudna konwencja, ostatecznie to kupuję.
Ostatnio mam fazę na Johnny'ego Casha, więc ta kwestia mnie ubawiła :) Tak na marginesie polecam film Spacer po linie, który jest biografią tego ciekawego artysty.
4/5, czyli całkiem dobrze - tak właśnie widzę te komiksy (z zaznaczeniem, że Człowiek w czerni podobał mi się odrobinę bardziej). Chciałabym częściej sięgać po to medium, bo wiem, że warto, że można znaleźć tam ciekawe i wartościowe rzeczy, jednak z moją awersją do niektórych stylów graficznych może być ciężko. Ostatnio znalazłam całkiem fajnego Batmana, więc coś rusza się w tym temacie - chociaż na razie jest on na samym końcu listy rzeczy do przeczytania, więc jego recenzja pojawi się zapewne gdzieś za rok :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz