czwartek, 19 marca 2020

7/2020 Artemis, Andy Weir

Dwudziestokilkuletnia Jazz marzy o życiu pełnym przygód i dostatków, ale musi pogodzić się z rzeczywistością małego prowincjonalnego miasteczka. Nawet bardzo prowincjonalnego, bo na Księżycu. Dobrze żyje się tam właściwie tylko turystom i ekscentrycznym miliarderom, a tak się składa, że Jazz nie należy do żadnej z tych kategorii. Ma nudną, nisko płatną pracę i sporo długów do spłacenia, nic więc dziwnego, że dorabia drobnym przemytem. Nic dziwnego, że kiedy pojawia się okazja zarobienia naprawdę wielkich pieniędzy, nie waha się ani chwili. Tym, że misterny plan oznacza konieczność wejścia na ścieżkę przestępstwa, nie przejmuje się ani przez chwilę. Prawdziwe problemy pojawiają się wtedy, kiedy okazuje się, że plan ma drugie i trzecie dno oraz że Jazz dała się wplątać w gigantyczną aferę o potencjalnie katastrofalnych konsekwencjach.
Opis fabuły z lubimyczytac.pl
Bardzo długo odkładałam przeczytanie Artemis, bo jej recenzje nie były zbyt pozytywne. Teraz jednak nadarzyła się okazja: Empik udostępnia za darmo konto premium na 60 dni, w ramach którego oferuje dostęp do wielu audiobooków i e-booków. Jeszcze nigdy nie przesłuchałam całego audiobooka, więc postanowiłam wreszcie tego spróbować. Wybrałam Artemis, gdyż wydawała się być mało wymagającą pozycją. I tak też było.

Poprzednia książka Andy'ego Weira, Marsjanin, strasznie mi się podobała. Uwielbiałam tam wszystko: głównego bohatera, humor, dbałość o szczegóły techniczne i oryginalną formę wpisów do dziennika. Pamiętam, że kiedy usłyszałam, że autor wydaje kolejną książkę, strasznie się ucieszyłam, jednak mój entuzjazm opadł zaraz po premierze, skutecznie ostudzony opiniami czytelników. Teraz podeszłam do Artemis na chłodno, bez większych oczekiwań, i mam wrażenie, że dobrze się stało. Kiedyś mogłabym ocenić ją zdecydowanie surowiej.

Dziś jednak stwierdzam, że jest to solidna książka do poczytania sobie na luzie (kiedyś napisałabym, że do pociągu, ale teraz już się nie jeździ pociągami - a przynajmniej się  powinno), nie robi szału, ale też nie jest koszmarnie zła. Ma wady, jednak nie na tyle duże, bym wcisnęła pauzę i zaczęła słuchać czegoś innego.

Ten mem to w zasadzie krótka, lecz jakże prawdziwa, recenzja Artemis.
Główny wątek fabularny, czyli gospodarczo-polityczne przepychanki pomiędzy władzami miasta, mafią i lokalnymi biznesmenami, wypadł całkiem dobrze. Byłam ciekawa jak to wszystko się skończy, chociaż cała książka jest utrzymana w takiej konwencji, że mogło to być tylko pozytywne zakończenie. Spoko, to akurat mi nie przeszkadza. Ale Jazz, główna bohaterka, to dopiero jest irytująca postać. Przemądrzała cwaniara, która gardzi większością ludzi, a sama chciałaby się tylko szybko i niezbyt legalnie wzbogacić. Nie polubiłam jej ani trochę, i bardzo cieszyło mnie, gdy jej kolejne genialne plany brały w łeb i musiała gorączkowo szukać wyjścia z kolejnych tarapatów. Na szczęście bohaterowie drugoplanowi okazali się być całkiem fajni, więc miałam komu kibicować.

Spory minus Artemis to humor. Mam wrażenie, że autor bardzo silił się na bycie zabawnym i w wielu miejscach przefajnował - miało być super, wyszło żenująco. Sporo tu tzw. żartów o dupie, których wybitnie nie lubię. Inną wadą, według mnie, są też przydługie i powtarzające się techniczne opisy. Jasne, Andy Weir jest naukowcem. Wymyślił miasto na Księżycu tak, żeby było jak najbardziej prawdopodobne i funkcjonalne. Mógłby jednak zaoszczędzić nam opisów wody krążącej w kanalizacji albo wrzucania do fabuły nic niewnoszącej sceny gaszenia pożaru, napisanej tylko po to, by mógł pochwalić się czytelnikom stworzonym przez siebie systemem przeciwpożarowym. Istotną częścią fabuły są za to przeprowadzane przez główną bohaterkę akcje sabotażowe, w trakcie których musi ona coś zhakować, zespawać, grzebnąć przy elektronice. Tam techniczne wstawki są wręcz niezbędne. Jednak dlaczego autor powtarza kilkukrotnie te same kwestie? Dla przykładu: Jazz idzie sobie przez miasto i zastanawia się nad jego budową: że są dwie warstwy metalu, pomiędzy nimi ileśtam centymetrów księżycowych skał, wszystko mega wytrzymałe, zaprojektowane w specjalny sposób, bla, bla, bla. A za jakiś czas scena, w której bohaterka musi się przez te warstwy przebić ze spawarką, i od nowa omawia budowę tego samego. Ponadto książka jest napisana w narracji pierwszoosobowej, więc pierwszy przytoczony przeze mnie przykład jest mniej więcej tak samo naturalny, jak rozmyślanie o szczegółach wylewania asfaltu podczas zwykłego spaceru po ulicy.

Pamiętam jednak, że Artemis to druga książka Andy'ego Weira, więc nie jest on super doświadczonym pisarzem. Trochę tu poległ pod względem językowym, a szkoda, bo pomysł miał ciekawy. Może następnym razem powinien skorzystać z usług ghostwritera? A może to wydawnictwo go cisnęło, żeby szybko wydał coś po bestsellerowym Marsjaninie, bo sprzeda się na pniu? Nie wiem, ale podejrzewam, że mogło tak być. Bez względu na przyczyny, Artemis to jedynie średniak, któremu dam 3/5, nie będę nikomu polecać, ale też odradzać - czytacie to na własną odpowiedzialność.

PS W temacie rzeczy za darmo - pisarka Anna Brzezińska wrzuciła na swoim Facebooku link do jej cyklu fantasy Saga o zbóju Tawrdokęsku, można go stamtąd legalnie i bezpłatnie pobrać i czytać, bo to świetna, aczkolwiek niedoceniona rzecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz