czwartek, 25 czerwca 2020

15/2020 Czerwone koszule, John Scalzi


Grupa rekrutów rozpoczyna służbę na „Nieustraszonym”, okręcie flagowym Unii Galaktycznej. Szybko odkrywają, że na pokładzie dzieje się coś dziwnego: doświadczeni członkowie załogi do perfekcji opanowali umiejętność chowania się po kątach, byle tylko uniknąć uczestniczenia w misjach zwiadowczych. Okazuje się, że to coś więcej niż zwykłe cwaniactwo lub lenistwo: to jedyny sposób, żeby przeżyć, ponieważ każda, nawet z pozoru najbardziej błaha misja, kończy się jatką wśród szeregowych żołnierzy i podoficerów. Bez szwanku wychodzą tylko dowódcy, którzy chełpią się później swoimi krwawo okupionymi sukcesami. Nikt nie pamięta nazwisk poległych. Podporucznik Andrew Dahl nie ma zamiaru zostać kolejną ofiarą bezsensownej potyczki na jakiejś bezimiennej asteroidzie. Postanawia wyjaśnić zagadkę „Nieustraszonego”. Zdumiewająca prawda, którą odkrywa, przewraca jego świat do góry nogami. 
Opis z lubimyczytac.pl
Ta książka nie jest zwykłą space operą, to eksperyment literacki, w którym wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Jak to bywa z eksperymentami, można dodać czegoś za dużo, czegoś za mało, poplątać proporcje, zapomnieć o jakimś składniku. Trzeba być dobrym fachowcem, żeby z eksperymentu coś wyszło. I Johnowi Scalziemu się to udało.

Tytułowe czerwone koszule to oczywiście nawiązanie do zabijanych w hurtowych ilościach epizodycznych bohaterach Star Treka odzianych w charakterystyczne czerwone mundury. Nie jest ono specjalnie zakamuflowane, wręcz przeciwnie, wszystko zostaje dokładnie wyjaśnione. Autor wręcz łamie tu czwartą ścianę - taka konwencja, która sprawdza się świetnie. I jest zabawnie, przede wszystkim jest zabawnie. To przecież parodia telewizyjnych space oper (ale tylko tych słabych), więc oczekiwałam tu humoru. I dostałam ten uroczo absurdalny rodzaj, który wyjątkowo do mnie trafia. Poza tym znajdą się tu też inne, poważniejsze wątki, które też świetnie się sprawdziły.

Żeby nie narobić olbrzymich spoilerów napisze tylko, że ważnym motywem jest praca scenarzysty i brak weny twórczej. Myślę, że John Scalzi pisze tu trochę z własnego doświadczenia, gdyż był scenarzystą serialu Stargate: Universe.

Czerwone koszule nie są dziełem wybitnym i na pewno nie spodobają się wszystkim. To interesujący eksperyment dla fanów science fiction, którzy znają i lubią te wszystkie obśmiane tu tropy z kiepskich seriali. Ja się bawiłam dobrze, doceniam też próby przemycenia trudniejszych tematów w rozrywkowym z założenia dziele, i w związku z tym dam całkiem wysoką ocenę, czyli 4/5.

2 komentarze:

  1. Do mnie humor też trafił, więc i cała powieść wysoce satysfakcjonująca była. Zresztą ogólnie z prozą Scalziego się lubię. Niedawno na czytnik trafiło "Upadające imperium", ale jeszcze nie miałem za bardzo czasu poczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mąż czyta już drugi tom tego jego nowego cyklu. Mówił, że pierwszy był spoko, tylko dużo w nim wstępu, mało akcji, taka typowa część otwierająca serię. Ja też mam zamiar się za to kiedyś zabrać.

      Usuń