Na północnych rubieżach Szereru trwa wojna. Tuż za granicą zaczynają się przeklęte ziemie, którymi włada przeklęty bóg- Aler. Stworzone przezeń dziwne, rozumne stwory wdzierają się w coraz większej sile na terytorium Imperium. Rawat, oficer jazdy Legionu Dartańskiego musi powstrzymać zastępy bestii, mając do dyspozycji jedynie niewielki oddział i kota - zwiadowcę...
Opis z okładki książki
Tak więc pierwszy tom, Północna granica. Książka przede wszystkim zaskakująco krótka. Przyzwyczaiłam się do tych monumentalnych, prawie tysiącstronicowych powieści, a tu ledwo 375 stron (w moim wydaniu). No dopiero się rozkręciło, a tu koniec... Nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowana, bo przez cały czas wiele się działo, ale jednak miałam wrażenie, że to tylko bardzo dobry wstęp do dłuższej historii.
Fabuła kręci się wokół oddziału żołnierzy broniących terytorium Imperium przed obcymi pochodzącymi z innego świata - przy czym w tym uniwersum światy są czymś w rodzaju wysp, a każdy z nich posiada własnych, bardzo lokalnych bogów - Wstęgi, Pasma, nazewnictwo jest różne w zależności od świata. Obcy bogowie i poddane im istoty zaanektowały kawałek Imperium i nie dość, że tam siedzą, to pozwalają sobie na zbrojne wycieczki, więc trzeba ich powstrzymać. To całkiem proste zawiązanie fabuły, z którego autor wycisnął coś bardzo ciekawego, wysnuł intrygę, która dotyka podstaw funkcjonowania świata. Ja chcę dowiedzieć się o tym więcej i dlatego żałuję, że pierwszy tom skończył się tak szybko.
Bo inne elementy, strona militarna i postaci są dobre, ale widywałam już lepsze (czy też może powinnam napisać bardziej trafiające w mój gust). Sceny batalistyczne i ogólne wojsko opisane są z pasją i znawstwem, lecz jednak na poziomie emocjonalnym bardziej działają na mnie Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Zapewne dlatego, że to dłuższa seria, a bohaterowie są trochę wyidealizowani. No i postaci: okej, ogólnie utrzymani w odcieniach szarości, czasem mają rację, czasem strasznie się mylą, czasem szlachetni i pełni poświęcenia, czasem robią bądź myślą coś obrzydliwego. Nie jest to jeszcze dark fantasy - i dobrze, bo za tym podgatunkiem nie przepadam, wolę nieco bardziej pozytywne historie.
No i jeszcze skala. Na razie niewielka, tu mały patrol wysłany na zwiad, tu jakiś oddziałek, obrona wsi, żołnierze z jednej strażnicy... Pięciuset ludzi to już nie lada wojsko :) Rozumiem ten zabieg, prawdopodobnie zabawa rozkręci się na dobre w następnych częściach. W pierwszym tomie tyle w zupełności wystarczy, dalej liczę na większy rozmach, chociażby gdzieś "poza kadrem" w rozmowach o ogólnej sytuacji geopolitycznej.
Ale to, czego odrobinę się czepiam, to nie są żadne wady. Północna granica to kawałek dobrego fantasy. Nie dziwi mnie, że cykl Kresa jest kultowy dla wielu czytelników i inspiruje wielu pisarzy. Sama połknęłam haczyk, zwłaszcza ze względu na światotwórstwo, i będę czytać dalej. Jeśli kolejne tomy będą przynajmniej tak samo dobre, a skala wydarzeń się zwiększy, to kto wie, może zostanę psychofanką? Na razie stawiam bardzo solidne, mocne 4/5.