środa, 3 maja 2017

22/2017 Dragon Age. Utracony tron, David Gaider

Wojna, zdrada, pożądanie na ziemiach Fereldenu znaczone są krwią i śmiercią. Władzę dzierżą najokrutniejsi, a udręczony lud pragnie sprawiedliwości. Książę bez królestwa, oszukany i zdradzony, staje w szeregach rebelii. Rozpoczyna się gra o utracony tron. Zemsta odmieni oblicze świata.
Opis z okładki książki. 
Tak, to jest najgorzej napisany okładkowy blurb jaki do tej pory widziałam. W dodatku czytając go można odnieść mylne wrażenie, że będzie to dobra, epicka opowieść o walce o władzę. Ja się na to niestety nabrałam. Może dlatego, że byłam świeżo po lekturze Echopraksji i szukałam w bibliotece czegoś lekkiego. I gdyby ta książka była właśnie taką niezobowiązującą rozrywką w stylu fantasy... Ale nie, jest to literacki koszmarek i doczytałam go do końca tylko dzięki mojemu wrodzonemu optymizmowi.

Opis z okładki zupełnie nie wyjaśnia fabuły, więc postaram się sama zrobić krótkie streszczenie. Główny bohater to osiemnastoletni książę Maric, prawowity władca Fereldenu. Jego matka została zdradzona i zamordowana, a on sam musi uciekać przed żołnierzami uzurpatora. Podczas ucieczki trafia do obozu banitów, gdzie poznaje Loghaina. Loghain jest synem przywódcy banitów. Niechętnie zgadza się pomagać Maricowi, ale potem oczywiście zostaną przyjaciółmi. Dwaj młodzi mężczyźni uciekają dalej, aż napotykają resztki armii matki Marica dowodzone przez jej najlepszego generała. Córka owego generała, Rowan, to świetna wojowniczka, a przy tym narzeczona Marica. Ich rodzice zaaranżowali ten związek dawno temu. Książę traktuje ją raczej jak przyjaciółkę, ale ona jest w nim na serio zakochana. Robi nam się z tego klasyczny trójkąt, bo Loghain zakochuje się w Rowan. Maric niezbyt pewnie czuje się w roli władcy (bo przez osiemnaście lat matka nie przygotowała go do objęcia władzy, tylko twierdziła, że jeszcze ma czas wszystkiego się nauczyć, co za głupota...), ale jakoś udaje mu się stać symbolem walki o wolność i nawet odbija jakieś miasto i zdobywa nowych sojuszników. Uzurpator to idiota, który myśli, że stłumi rebelię wieszając paru niewinnych ludzi i nadziewając kilka głów na piki. Na szczęście jeden z jego doradców jest trochę bardziej ogarnięty i wysyła do księcia Marica super hiper szpiega asasyna elfkę Katriel, która ma zaprowadzić wojska rebeliantów w pułapkę. Maric jest idiotą i od razu leci na podstawioną elfkę i nawet nie każe jej sprawdzić, ani nic. Elfka też ma coś z głową, bo powinna być profesjonalistką, ale zamiast tego zakochuje się w tej ciapie Maricu i coraz ciężej jest jej wypełniać zlecenie. Udaje jej się jednak doprowadzić do znacznej klęski rebeliantów, ale w ostatniej chwili ratuje życie księcia.

Potem następuje długi opis wędrówki czwórki głównych bohaterów krasnoludzkimi tunelami, w trakcie której Maric ostatecznie jest z Katriel, a Loghain z Rowan (nudne rozterki sercowe, ciężko było mi to czytać). Książę przekonuje do swojej sprawy oddział krasnoludów, potem cudem trafia na resztki swojej armii i wspólnymi siłami rozgramiają uzurpatora. A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A tak naprawdę to nie, bo Loghain wreszcie zdecydował się użyć mózgu i odkrył, że Katriel była podstawiona. Maric zabija elfkę (po co? Teraz już nie była żadnym zagrożeniem, mogli to po prostu olać i żyć dalej), ale wpada przez to w depresję, bo przecież tak bardzo ją kochał... Rowan dla dobra kraju postanawia do niego wrócić i odnowić zaręczyny. Szkoda, do końca miałam nadzieję, że kopnie go w cztery litery i ułoży sobie życie z kimś mądrzejszym.

To mniej więcej tyle. Książka jest prequelem gier komputerowych z serii Dragon Age. Próbowałam kiedyś sobie zagrać, ale źle mi się sterowało drużyną bohaterów, więc odpuściłam. Może powinnam też odpuścić lekturę tej powieści, ale cóż, stało się, przeczytałam do końca. Zdecydowanie najgorsze było tłumaczenie. Nie wiem jak Fabryka Słów mogła odwalić taką fuszerkę, ale całość wygląda tak, jakby tłumaczył to przy użyciu translatora średnio zdolny nastolatek w ramach treningu przed maturą. Zdarzają się dosłowne kalki z angielskiego, brakuje płynności językowej. Bohaterowie to zbiór chodzących stereotypów (chociaż Rowan była nawet spoko). Ten zły wprawdzie nie rozdeptywał szczeniaczków, ale za to zdarzało mu się katować służących dla rozrywki. Maric to idiota czystej wody i raczej symbol niż prawdziwy władca, bo bez przyjaciół wspierających go na każdym kroku jego głowa skończyłaby na pice ku uciesze uzurpatora. Fabuła obfituje w zaskakujące inaczej zwroty akcji i niesamowite inaczej zbiegi okoliczności. Mimo to oceniam tę książkę na 2/5, bo tak mniej więcej do momentu pojawienia się Katriel czytało mi się ją dość dobrze, pomimo tego skopanego tłumaczenia. W drugiej połowie jednak stężenie absurdu przekracza wszystkie granice i końcówkę czytałam już mniej więcej tak:


Nie polecam nikomu i przestaję dziwić się Andrzejowi Sapkowskiemu, że tak wkurzyło go wydanie Wiedźmina w okładkach z grafikami z gier. Robi mi się słabo, że przez to ktoś mógł uznać jego świetną sagę za coś podobnie słabego jak Dragon Age. Utracony tron.

3 komentarze:

  1. Niestety książki na podstawie gier wypadają bardzo słabo. Nie wiem właściwie czym jest to spowodowane. Bo nawet ciekawa fabuła, robiona na podstawie uniwersum z gry, okazuje się i tak beznadziejna. Jeżeli chodzi o kiepskie tłumaczenie, to widziałam je również w innych książkach na podstawie gry, więc chyba to już tradycja.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam się z daleka od książek na podstawie gier, właśnie mnie utwierdziłaś, że to dobra decyzja :D W Dragon Age grałam, ale do końca nie dotarłam, bo mi się znudziło :) Aczkolwiek sama gra nie jest zła, chociaż nie potrafiła przykuć mnie do ekranu aż do samego końca.
    Wydanie "Wiedźmina" w okładkach z grafiką gier nawet mi się nie podoba i fakt, ktoś nieobeznany może sobie tak pomyśleć. Ale cóż, po wyjściu filmu zawsze pojawiają się wydania w okładach filmowych, a tym razem pojawiły się w okładach od gier...

    OdpowiedzUsuń
  3. W ogóle nie gram w gry (z jednym wyjątkiem - "Wiedźmina", ale prawdopodobnie jestem najgorszym graczem na świecie) i omijam zarówno filmy jak i książki realizowane na ich podstawie. Właśnie z tych powodów, które wymieniłaś w tekście. Często jest to tylko wojna, rzeż i rąbanka utopiona w oparach absurdu. Ale te niesamowite inaczej zbiegi okoliczności mnie intrygują ;)

    OdpowiedzUsuń