wtorek, 8 stycznia 2019

1/2019 Przebudzenie Lewiatana, James S. A. Corey (Expanse tom I)


Ludzkość zasiedliła Układ Słoneczny - Marsa, Księżyc, Pas Asteroid i dalej - ale gwiazdy wciąż pozostają poza jej zasięgiem.  
Jim Holden jest pierwszym oficerem lodowcowca kursującego z pierścieni Saturna na stacje górnicze Pasa. Gdy wraz z załogą trafiają na opuszczony statek Scopuli, w ich ręce wpada niechciany sekret. Ktoś jest gotów dla niego zabijać, i to na skalę niewyobrażalną dla Jima i jego załogi. Układowi grozi wojna, chyba że uda się odkryć, kto i dlaczego porzucił tajemniczy statek. 
Detektyw Miller otrzymuje zlecenie odszukania Julie Mao, dziewczyny, która na własne życzenie zrezygnowała z wygodnego życia u boku bogatych i wpływowych rodziców - po to, by walczyć o prawa uciskanych mieszkańców Pasa. Ślady śledztwa prowadzą do statku Scopuli, krzyżując w ten sposób drogi Millera i Jima Holdena. Okazuje się, że dziewczyna może być kluczem do rozwiązania każdej zagadki. 
Holden i Miller muszą lawirować między rządem Ziemi, rewolucjonistami z Sojuszu Planet Zewnętrznych  i pełnymi sekretów korporacjami, mając wszystkich przeciw sobie. Jednakże w Pasie obowiązują inne reguły i jeden mały statek może zmienić los wszechświata. 
Opis z okładki książki.

Tak, ta książka już kiedyś była na moim blogu, w innym (o wiele gorszym) wydaniu, ale była. Teraz jednak chcę przeczytać cały dotychczas wydany w Polsce cykl (jak dotąd cztery tomy), więc zaczęłam od pierwszego.

Tamto stare wydanie z Fabryki Słów miało wszystkie wady, jakie tylko można sobie wyobrazić. Rozbicie przeciętnej grubości książki na dwa tomy, żeby czytelnik musiał zapłacić dwa razy za jedną opowieść. Miękka okładka z grafiką niezbyt pasującą do treści. Tłumaczenie strasznej jakości, zapewne robione na szybko i po kosztach. Do dziś pamiętam te nieszczęsne elewatory, które tłumacz wstawił w miejsce wind... Koszmar. Nowe Przebudzenie Lewiatana z Wydawnictwa MAG jest wizualnie piękne. Twarda oprawa, żywe kolory i grafika uznanego Dark Crayona. Widziałam w necie petycję amerykańskich fanów do tamtejszych wydawców tej serii, by wypuścili reedycję z polskimi okładkami. Niestety w środku nie jest już tak idealnie. W zdaniach pojawia się losowo kursywa, którą wyróżniane są pojedyncze słowa. Po co? Ja nie wiem, może ktoś, kto to wymyślił, chciał skierować uwagę czytelnika na wybrane słowa. Według mnie taki zabieg jest bez sensu, odbiorca powinien sam wybrać sobie z tekstu to, co jest dla niego najważniejsze. Widziałam też co najmniej jedną wpadkę w stosowaniu kursywy: poprawnie zaznaczono nią nazwę statku kosmicznego, ale kursor przesunął się komuś za daleko i kolejne słowo też zostało przechylone. Problemem jest również zastosowany w książce krój pisma. Zbitki liter ct i st są ze sobą połączone na górze takim jakby mostkiem. Nie przyzwyczaiłam się do tego, przez całą książkę wybijało mnie to z lektury. I jeszcze jedna rzecz: ktoś w MAGu uznał, że przypisy do takich słów jak bulaj i krypa to dobry pomysł... Nie wiedziałam, że jest to książka dla dzieci :) Nawet w czytanej przeze mnie równolegle na czytniku młodzieżówce ten sam bulaj nie został objaśniony. Jeśli trafiam w książce na słowo, którego nie znam, to albo staram się zrozumieć je z kontekstu, albo szybko sprawdzam w necie. Te przypisy naprawdę nie są potrzebne. Mimo tych wszystkich wpadek i tak milion razy wolę nowe MAGowe wydanie od starego fabrycznego koszmarka.



Te dziwne ct i st - nigdzie indziej takich nie widziałam.



I kursywa w losowych miejscach.


Oraz jeden z dwóch zbędnych przypisów. Poza takimi wpadkami książka jest wizualnie fantastyczna.
Teraz przejdę wreszcie do samej treści książki. Przebudzenie Lewiatana to dość klasyczna space opera. Może nie ma tu galaktycznej wojny pomiędzy różnymi rasami obcych, ale są za to trzy ludzkie stronnictwa i konflikty między nimi dają radę. Na razie nie ma otwartej wojny, jednak drobne starcia i konkretne groźby sprawiają, że mieszkańcy Ziemi, Marsa i pasa asteroid nie mogą spać spokojnie. Czy ludzkość będzie potrafiła zjednoczyć się w obliczu zagrożenia z zewnątrz? To się dopiero okaże. Ach jak ja lubię takie fabuły! Właśnie dla nich w ogóle czytam książki. Mam jednak malutki problem z Przebudzeniem Lewiatana: wersja książkowa i serialowa zlały mi się ze sobą. Czytam o postaciach i widzę odgrywających ich aktorów, chociaż czasem różnice w opisie są spore. Dodaję sobie sceny, których nie było w książce, a jeśli coś opuszczono w serialu, to i tak sobie to wizualizuję. Te dwa dzieła stworzyły w moim mózgu symbiozę, dokładnie tak samo jak książki i filmy z cyklu Harry Potter

Ważne jest to, że serial nie odbiega zbytnio od książek, bo autorzy (przypominam, że Przebudzenie Lewiatana napisało dwóch panów kryjących się za jednym pseudonimem) aktywnie brali udział w jego powstawaniu. W powieści lepiej wypadły kreacje postaci, zwłaszcza dwóch głównych bohaterów, którzy dostali sporo miejsca ą wiarygodnie wykreowani. Lepsze jest też wrażenie upływu czasu . Podróże między lokacjami trochę trwaj, bohaterowie mają czas na zbudowanie relacji, zżycie się ze sobą. Mam wrażenie, że serial jest pod tym względem za szybki, cięcie i bach, przeskok w miejsce, gdzie statek z super napędem leci kilka tygodni. Teleportacje jak w siódmym sezonie Gry o tron :)

Już za chwilę będę czytać dalsze części i już wiem, że nie uniknę porównań z serialem, ale to mi zupełnie nie przeszkadza. Lubię Expanse, czekam z niecierpliwością na kolejny sezon i na kolejne tomy polskiego wydania. Przebudzenie Lewiatana oczywiście dostaje 5/5 i bardzo go polecam.

8 komentarzy:

  1. Chyba nie zdarzyło mi się czytać książki tego typu, lubię historie fantasy, science fiction, czy te osadzone w kosmosie. Te dziwne połączenia liter zależą od kroju czcionki.

    OdpowiedzUsuń
  2. To dziwaczne "t" - doprowadzające mnie do szału - jest też w innych książkach Maga. Ciekawe co za mędrzec to wykombinował...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdym razem, kiedy je widzę, myślę: o, znów to dziwne coś. I to niestety trochę wybija z czytelniczego transu.

      Usuń
    2. A ja mam do tego "t" dziwną słabość. Takie to... trochę bez sensu, ale ładne. Szkoda tylko, że odstaje od reszty czcionki.

      Usuń
  3. A czy ta kursywa to przypadkiem nie jest wybór autorów? Trzeba byłoby zerknąć do oryginału - jeśli to pisarze sobie wymyślili to no... mają do tego pełne prawo. Jestem w tej chwili po dwóch tomach i absolutnie uwielbiam tę serię. W ogóle książkowy Holden jest o wiele mniej rozlazłym marudą. Serialowy ma wiecznie minę zbitego pieska. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie, jeśli to autorzy stwierdzili, że te słowa trzeba wyróżnić kursywą, to spoko (chociaż osobiście mi się to i tak niezbyt podoba). Ale nie wiem, nie widziałam oryginału. Co do Holdena serialowego - to oczywiste, że to taki Jon Snow w kosmosie :) W książce ma o wiele więcej charyzmy i czuć, że jego załoga naprawdę ma do niego szacunek.

      Usuń
  4. Ja oglądam na bieżąco serial i cały czas zastanawiam się, czy brać się za książki. I najbardziej podoba mi się w nim to, że pokazuje prawdziwą fizykę w kosmosie, a czy tak jest też w książce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod tym względem jest tak samo jak w serialu, naukowo poprawnie.

      Usuń