środa, 11 maja 2016

13/2016 "Łatwo być Bogiem" Robert J. Szmidt - recenzja


W połowie XXIV wieku ludzkość ma za sobą skok cywilizacyjny. W ciągu piętnastu pokoleń skolonizowano ponad tysiąc planet i zbadano kilkanaście tysięcy systemów gwiezdnych. Stoczono też krwawą wojnę domową. Teraz cywilizacja stoi w obliczu rewolucyjnych zmian. W systemie Xan 4 naukowcy i wojskowi Federacji, w tym zwolniony czasowo z kolonii karnej sierżant Henryan Święcki, obserwują ze stacji orbitalnej tych, których od dawna chcieli spotkać - dwie rasy Obcych. Sierżant ma zidentyfikować osoby, które wbrew procedurom próbują ocalić jedną z ras. Stawką jest nie tylko przetrwanie Wojowników Kości, ale i życie Henryana. 
Tymczasem w odległym systemie New Rouen "Nomada", okręt Korpusu Utylizacyjnego usuwający zniszczone jednostki, natrafia na tajemniczy wrak. Zaawansowana technologia jest imponująca, ale odnaleziona na jego pokładzie istota może wstrząsnąć podstawami ludzkiej cywilizacji...
Opis fabuły z okładki książki

"Łatwo być Bogiem" to pierwszy tom cyklu "Pola dawno zapomnianych bitew", polskiej space opery autorstwa Roberta J. Szmidta. Jest to książka niezbyt gruba (nieco ponad 400 stron) i niezbyt "obszerna" fabularnie - krótkie wprowadzenie, a potem niemal od razu przechodizmy do głównego bohatera Henryana i jego losów. Ludzkość skolonizowała już spory kawałek galaktyki, ale nie jesteśmy zarzuceni milionem nazw planet, statków, nazwiskami ludzi, itp. Myślę, że jest to świetny chwyt. Autor nie odkrywa przed czytelnikiem od razu wszystkich kart; zamiast tego pokazuje stworzony przez siebie świat kawałek po kawałku, co mocno zaostrza apetyt na kolejne tomy. 

Wątek kontaktu ludzkości z obcymi cywilizacjami jest stale obecny w science-fiction. Tutaj tematyka ta została użyta bardzo zręcznie. Okazuje się, że rozumne życie nie jest powszechne i żeby na takowe natrafić trzeba się trochę naszukać. Kosmici są od nas zupełnie odmienni, a kontakty między rasami są opisane w taki sposób, że bez trudu mogę wyobrazić sobie, że własnie tak mogłyby wyglądać.  

Przyznam, że początek powieści niezbyt mi się podobał. Jest to historia załogi statku "Nomada", która wysadza stare pola minowe, szabruje pozostałości statków i oczyszcza z resztek wraków pola bitew dawnej wojny domowej, aż w końcu natrafia na coś naprawdę wyjątkowego. Nie mam nic do akcji tej części książki, ale wkurzał mnie język i sposób opisu. Jedyna kobieta na statku jest charakteryzowana poprzez wielkość jej piersi, oczywiście jest "własnością" kapitana i nowy ma jej nie ruszać, ale ona oczywiście ładuje mu się do łóżka przy pierwszej okazji... Takie to wszystko było nieco prostackie i odniosłam wrażenie (na szczęście mylne), że książka jest adresowana do brzuchatych i wąsatych andrzejów i januszy, którzy lubią oglądać mecze z piwem w ręku ubrani w spłowiałe gacie i białe, obowiązkowo poplamione, koszulki... Ale potem akcja przeskakuje do właściwego bohatera i wraz z pojawieniem się Henryana Święckiego zmienia się styl powieści. Aha, autorze, obrażę się na ciebie, jeśli w kolejnych tomach każesz Henryanowi przelecieć jakąś dziunię, z którą zna się ledwo od dwóch stron. Henio to gość na poziomie i taki ma pozostać, rozumiemy się? ;)

Ok, teraz na poważnie: "Łatwo być Bogiem" to dobra książka i bardzo dobry pierwszy tom serii. Robert J. Szmidt zaserwował nam porządną kosmiczną historię i sprawił, że chcemy jeszcze (przynajmniej ja chcę). Udowadnia też, że jest sprawnym pisarzem - żeby zmienić styl w trakcie trwania powieści trzeba mieć dobry warsztat pisarski. Daję książce 4/5, a drugi tom już czeka na półce. Raczej nie zabiorę się za niego od razu, ale myślę, że nie będzie to zbyt długa przerwa.    

2 komentarze:

  1. Ciekawe, nie wiem czy czasem nie odłożyłabym tej książki na bok, ale widzę, że przetrwałaś i doczytałaś do końca i przekonałaś się, że wcale nie jest taka zła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście pierwsza część nie była długa, a i akcja wciągnęła mnie od razu.

      Usuń