Powiadają, że Cierń Camorry to niezwyciężony fechmistrz, złodziej nad złodziejami, duch, który przenika ściany. Pół miasta wierzy, że jest legendarnym bohaterem i obrońcą biedaków; druga połowa uważa, że opowieści o nim to mit dla głupców. Jedni i drudzy się mylą. Drobny i słabo władający rapierem Locke Lamora rzeczywiście jest (ku swemu utrapieniu) Cierniem Camorry. Z pewnością nie cieszy się z plotek towarzyszących jego wyczynom – a specjalizuje się w najbardziej złożonych oszustwach. Istotnie, okrada bogatych (kogóż innego warto okradać?), ale biedni nie oglądają ani grosza z jego zdobyczy. Wszystko, co zdobędzie, przeznacza na użytek swój i swojego nielicznego gangu złodziei: Niecnych Dżentelmenów. Wielobarwny i kapryśny światek przestępczy wiekowej Camorry jest ich jedynym domem.
Niestety, w ostatnich czasach nad miastem zawisło widmo tajemnicy, która grozi wybuchem wojny gangów i rozdarciem półświatka na strzępy. Locke’a i jego przyjaciół, wplątanych w śmiertelną rozgrywkę, czeka niezwykle trudna próba pomysłowości i lojalności. Jeśli chcą żyć, muszą z niej wyjść zwycięsko.
Opis fabuły ze strony lubimyczytac.pl
"Kłamstwa Locke'a Lamory" to łotrzykowska powieść fantasy, która samym początkiem nieomal zanudziła mnie na śmierć. Z założenia ten gatunek powinien odznaczać się wartką akcją, ale tutaj w pierwszej połowie książki było jej tak niewiele, że poważnie zastanawiałam się nad przerwaniem lektury. Nie zrobiłam tego, bo kilka elementów już zdołało mnie zaciekawić, ale napiszę to od razu: szału nie było.
Generalnie książka jest napisana dobrze, przystępnym językiem, tam gdzie trzeba, autor używa wulgaryzmów. Czepię się trochę humoru: definitywnie przydałoby się go więcej, ale tam, gdzie już się pojawia, jest ok. Podobało mi się też tło wydarzeń, jakim jest miasto Camorra. Położone na wyspach może trochę przypominać Wenecję. Scott Lynch postarał się, żeby czytelnicy poczuli klimat każdej opisywanej dzielnicy. Najlepszym elementem tej książki, według mnie, jest tajemnicza przeszłość miasta i dziwny lud, który kiedyś zamieszkiwał te tereny, a potem odszedł pozostawiając po sobie budowle z niezwykle wytrzymałego szkła. Intryguje mnie też przewijająca się gdzieś w tle magia i alchemia.
Jeśli chodzi o główne elementy powieści - czyli bohaterów i fabułę - to tu już tak dobrze nie jest. Postaci są napisane mocno schematycznie, np. mały, chudy cwaniak mózg szajki; duży, potrafiący walczyć osiłek. Starałam się, ale nie potrafiłam ich polubić. Może dlatego, że wyznawali swoją pokręconą złodziejską filozofię typu jak kogoś okradliśmy to znaczy, że na to zasłużył. Przyznam, że marzyłam o tym, żeby w końcu zostali aresztowani. Ale nie, bo przecież Locke i jego banda są tak idealni, że praktycznie zawsze im się udawało. Znacznie większą sympatią darzyłam Nocnych (czyli coś w stylu służb specjalnych księstwa Camorry), Niestety autor nie zdecydował się na ich większy udział w fabule, zamiast tego skupił się na rywalizacji pomiędzy grupami przestępczymi.
Budowa powieści jest dość prosta: Locke z kumplami pakuje się w tarapaty, potem niemalże cudem udaje im się z nich wybrnąć, po czym pakują się w kolejne, jeszcze większe bagno. Całość jest przerywana retrospekcjami z dzieciństwa Locke'a, czyli czasów, w których uczył się złodziejskiego fachu. Nie brzmi to zbyt ambitnie i takie nie jest, ale w kategorii czystej rozrywki daje radę.
Trochę sobie ponarzekałam na tę książkę, ale ogólnie nie było aż tak źle. W końcówce wreszcie coś się dzieje, ale najfajniejszy i tak był klimat i postaci drugoplanowe. Wystawię ocenę 3/5, ale nie wiem, czy w najbliższym czasie wezmę się za czytanie kolejnych tomów. Raczej nie, chociaż w końcu pewnie skończę tę serię.
To pierwsza opinia na temat tej książki, która krytykuje powieść Lyncha, do tej pory czytałam wyłącznie peany na jej cześć. Mnie osobiście do niej nie ciągnie jakoś specjalnie, ale może kiedyś z ciekawości, by przekonać się o co tyle krzyku. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie uważam, że książka jest zła - jest całkiem ok, ale tematyka niezbyt mi się spodobała.
Usuń