wtorek, 17 lipca 2018

19/2018 Przeprawa, Cormac McCarthy (Trylogia Pogranicza tom II)


Południowy zachód Stanów Zjednoczonych. Lata II wojny światowej. Billy Parham, nastoletni kowboj, trzykrotnie przeprawia się do Meksyku. Za każdym razem cel jest inny: polowanie na wilczycę, pościg za koniokradami, poszukiwanie zaginionego brata. Przeprawa to jednak nie tylko przekroczenie granicy między dwoma krajami. To także wędrówka w głąb duszy, wkroczenie w dorosłość, przekroczenie granicy życia i śmierci. Ta przepiękna westernowa opowieść jest zarazem przesyconą melancholią powieścią o dojrzewaniu, utracie niewinności,zdobyciu mądrości i odwagi.
Opis fabuły: lubimyczytac.pl
To dość dziwny tom drugi, gdyż ma całkiem innych bohaterów, ale klimat amerykańsko-meksykańskiego pogranicza pozostał ten sam. To nieco zapomniana, odległa melancholijna kraina pełna pustych przestrzeni i zamieszkała przez biednych, lecz gościnnych ludzi. Było tak prawie do połowy książki, później zrobiło się niestety mniej fajnie.

Głównym bohaterem Przeprawy jest nastoletni Billy Parham i jego trzy podróże do Meksyku. Pierwsza z nich to prawdziwe arcydzieło, które wycisnęło mi łzy z oczu. Billy postanawia zwrócić schwytaną ciężarną wilczycę na łono natury i jedzie z nią aż w dzikie góry Meksyku. Nie wszystko idzie zgodnie z planem, bo na swojej drodze spotyka bardzo nieżyczliwych ludzi. A cel był już tak blisko... Gdyby koniec historii wilczycy był też końcem książki, to byłabym stuprocentowo usatysfakcjonowana.

Ale niestety są też inne podróże Billy'ego, które niby mają jakiś cel, ale zostaje on przytłoczony mnóstwem przypowieści i filozoficznych rozmów z napotkanymi ludźmi. Zaczęłam mieć wrażenie, że każdy mieszkaniec Meksyku jest tak naprawdę filozofem i erudytą, który tylko czeka na jakiegoś biednego Amerykanina, którego będzie mógł zadręczać rozmową. Strasznie nie lubię takiej przegadanej literatury i staram się omijać tego typu książki szerokim łukiem. Od swoich lektur oczekuję czego innego niż pierdzielenie pseudofilozoficznych bzdur przez kilkanaście stron, i tak co trochę przez całą książkę. Umęczyłam się przy tym i gdybym wiedziała, że ta książka taka będzie, to nie wiem, czy zdecydowałabym się ją przeczytać do końca.

Szkoda, że w tej książce nie został zachowany styl z Rączych koni, które były bardziej realistyczne. Pomimo cudownego startu oceniam ją na 3/5 - i to jest całkiem sporo patrząc na moją niechęć do czytania drugiej połowy. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak długo się z czymś męczyłam. Jest jeszcze Sodoma i Gomora, czyli zakończenie trylogii, w którym spotykają się główni bohaterowie pierwszego i drugiego tomu. Dam tej książce szansę, ale mam nadzieję, że będzie bardziej przystępna i przyziemna niż górnolotna Przeprawa.

Recenzja pierwszego tomu - Rącze konie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz