czwartek, 15 listopada 2018

29/2018 Igrzyska śmierci, Suzanne Collins (trylogia)

Na ruinach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, z imponującym Kapitolem otoczonym przez 12 dystryktów. Okrutne władze stolicy zmuszają podległe sobie rejony do składania sobie upiornej daniny. Raz w roku każdy dystrykt musi dostarczyć chłopca i dziewczynę między dwunastym a osiemnastym rokiem życia, by wzięli udział w Głodowych Igrzyskach, turnieju na śmierć i życie, transmitowanym na żywo przez telewizję.
Fragment opisu z okładki książki. 
Zapewne znakomita większość z was zna już tę trylogię, czy to w wersji książkowej, czy w postaci hollywoodzkiej ekranizacji. Ja z Igrzyskami śmierci zapoznałam się dość dawno, bo tuż przed tym, jak zapowiedziano pierwszy film - lubiłam je zanim stały się modne :) Cokolwiek by o nich nie sądzić, nie da się zaprzeczyć, iż jest to światowy bestseller, który zapoczątkował pewien trend w literaturze i do dziś jest jego niedoścignionym wzorem. Według mnie to całkiem duże osiągnięcie.

Nie będę opisywać fabuły, bo to trochę mija się z celem przy tak znanym utworze. Jeśli ktoś naprawdę nie wie, o co chodzi w Igrzyskach śmierci, to zapraszam do zapoznania się chociażby z opisami poszczególnych tomów od wydawnictwa (oczywiście najlepiej byłoby po prostu przeczytać książki). Ja skupię się na pewnych odczuciach i przemyśleniach, które naszły mnie po powtórnej lekturze.

Przede wszystkim rzuciła mi się w oczy duża rozbieżność w wydźwięku książek i filmów. Wiadomo, że ekranizacja to odrębne dzieło i niczego nie da się przełożyć na język filmu w skali 1:1, ale tutaj różnica w klimacie historii jest znaczna. Film wydał mi się mniej ponury, mniej dołujący niż książka, która na końcu jest wręcz depresyjna. W książce Katniss naprawdę przeżywa traumę i bardzo długo się po niej podnosi, na ekranie aż tak tego nie widać. Generalnie filmy całkiem mi się podobały, jednakże uważam, że podzielenie trzeciej części na pół było błędem. Przez to została zaburzona konstrukcja fabularna, wszystkie mocniejsze akcenty znalazły się w drugiej części a pierwsza jest nieco nudnawa. Ale cóż, kasa się zgadza, wytwórnia filmowa była zadowolona. 

Wspominałam już, że Igrzyska śmierci stały się wzorem dla wszystkich kolejnych młodzieżowych dystopii. Żadna z wydawanych później niemalże taśmowo pozycji z tego gatunku im nie dorównała. Najbliżej była chyba Niezgodna, ale to już nie był ten sam poziom popularności. Do sukcesu Igrzysk przyczyniła się oryginalna tematyka i poważniejsze motywy pojawiające się w fabule. Bo książek o nastolatce uwikłanej w trójkąt miłosny jest na pęczki, ale takich, w których oprócz tego porusza się jeszcze w przystępny sposób zagadnienia związane z biedą, wojną, polityką, mediami i propagandą raczej się nie spotyka. Dzięki temu Igrzyska nabrały głębi i mam nadzieję, że skłoniły do refleksji przynajmniej część czytelników. Bo przecież autorka nie wzięła opisywanych mechanizmów znikąd: takie rzeczy dzieją się w naszej rzeczywistości.

Nie sposób przeoczyć wszystkich nawiązań do starożytnego Rzymu powrzucanych do całej trylogii. Państwo, w którym rozgrywa się akcja, to Panem, co jest parafrazą powiedzenia panem et circenses, czyli chleba i igrzysk - był to okrzyk wznoszony przez rzymskie pospólstwo domagające się od władz jedzenia i rozrywki. Igrzysk jest tu aż nadto, ale chleba niektórym bohaterom często brakuje. Stolica nazywa się Kapitol, co jest również jasnym odniesieniem, a większość jej mieszkańców nosi łacińskie imiona. Czyżby autorka chciała tym przypomnieć jak skończyło Cesarstwo Rzymskie, i że każde imperium czeka upadek? Myślę, że o to właśnie o to jej chodziło.

Teraz widzę jedną sporą wadę Igrzysk śmierci, a jest nią prowadzenie narracji wyłącznie z punktu widzenia Katniss. Pamiętam, że jest ona nastolatką, potrafię więc przymknąć oko na jej niektóre zachowania i przemyślenia typowe dla jej wieku, ale szkoda, że narrator czasem się od niej nie odkleja i nie przedstawia nam innych postaci. Chętnie przeczytałabym kilka rozdziałów prezydenta Snowa, Gale'a czy Prim.

Oceniam Igrzyska śmierci na 4/5. Są dobrą trylogią, wartą polecenia, lecz niewiele brakuje, by były jeszcze lepsze. Trochę więcej wątków, szersze spojrzenie na świat przedstawiony... Szkoda, że autorka zdecydowała się na prostszą formę z narracją pierwszoosobową. Jednak i tak czyta się je dobrze, młodszego czytelnika mogą wciągnąć i zmusić do refleksji, a ja pewnie przeczytam je kiedyś trzeci raz.

3 komentarze:

  1. Byłam troche młodsza jak czytałam tę trylogię, więc pewnie łagodniej na nią patrzyłam, więc ciekawa jestem jakie teraz wywarlaby na mnie wrażenie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niestety w gimnazjum przebrnęłam przez 1,5 tomu i podejrzewam, że gdybym do książki wróciła to moja ocena byłaby tylko gorsza. Dla mnie osobiście w tym świecie jest za wiele głupot. Uwielbiam dystopię - ale tę dla dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem że to straszne ale się przyznam że ta seria ciągle przede mną

    OdpowiedzUsuń