W sumie to nie wiem do końca co mogłabym napisać o tej książce. Nie podoba mi się jej warstwa dosłowna: podróż w czasie do średniowiecza, XIX - sto wieczny Amerykanin odnajdujący się w świecie legend arturiańskich. Dzięki swojemu sprytowi i inteligencji udaje mu się zdobyć władzę i zaczyna wprowadzać do zacofanego świata nowinki technologiczne.
Ok, ktoś może powiedzieć, że w tej książce liczy się warstwa metaforyczna - triumf oświeconego ducha nad religijnym zacofaniem, pochwała techniki, higieny i gospodarki kapitalistycznej. No dobra, mogę się z tym zgodzić, tylko dlaczego jest to opisane w sposób aż tak beznadziejny?... Średniowieczni mieszkańcy Brytanii są przedstawieni jako zabobonni kretyni, a główny bohater jest wychwalany na każdym kroku. I teraz nie wiem, czy Twain rzeczywiście miał taką wiedzę dotyczącą życia w średniowieczu, czy celowo wyolbrzymiał. Niestety ja czytając tę książkę odniosłam wrażenie, że pisał ją jakiś idiota.
To krótka książka i chyba tylko dlatego doczytałam ją do końca. Cały czas miałam nadzieję, że wydarzy się coś fajnego i uratuje tę lekturę, ale to nie nastąpiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz