niedziela, 18 października 2015

12/2015 "Lata ryżu i soli" Kim Stanley Robinson - recenzja


I znów mamy historię alternatywną: otóż dżuma w średniowieczu wybiła niemalże wszystkich Europejczyków, w następstwie czego światem rządzą cywilizacje z Azji: Arabowie, Chińczycy, Hindusi i Japończycy. Brzmi całkiem nieźle, a ja, jak już kiedyś wspominałam, lubię alternatywną historię. Poznajemy ten świat poprzez historie grupy głównych bohaterów, którzy odradzają się w różnych miejscach i czasach i zwykle uczestniczą w ważnych wydarzeniach dzięki czemu możemy dobrze poznać ich świat i układ sił w nim panujący. Podoba mi się taka forma prowadzenia narracji. Trzeba też pochwalić autora za przemyślaną konstrukcję swojego dzieła i bardzo dobrą znajomość procesów historycznych.

Ale nie mogę nazwać tej powieści dobrą, przede wszystkim ze względu na jej małą oryginalność. Niby historia potoczyła się inaczej, ale naprawdę nic się nie zmieniło. Proszę, oto przykład. Mieliśmy Leonarda da Vinci? Spoko, podkradniemy jego wynalazki, niech teraz Leonardo żyje w Persji, Dwie wojny światowe? Ok, zróbmy jedną, za to dłuższą.  Podobnie jest też z odkryciem Ameryki (która oczywiście dostaje inną nazwę, nie pamiętam już jaką). Autor mógł zrobić wszystko, poprzestał jednak na przebraniu tego co już znamy w orientalne szaty. 

Nie będę odradzać przeczytania tej pozycji, zaznaczę tylko, że wskazana jest przynajmniej podstawowa znajomość historii świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz