niedziela, 18 października 2015

13/2015 "Tigana" Guy Gavriel Kay - recenzja


Jeden kraj podbija drugi, ale nie wszyscy akceptują ten stan rzeczy i przez kilkanaście lat walczą o wyzwolenie - fabułę "Tigany" można podsumować jednym zdaniem. I jeśli wiedzielibyście o tej książce tylko tyle plus to, że jest to fantasy, moglibyście założyć, że to jeszcze jedna z grona wielu książek fantasy pełna jakże dobrze wszystkim nam znanych schematów. I byłoby to założenie całkowicie błędne. 

Po pierwsze: odzyskanie wolności nie polega tu na znalezieniu magicznego miecza czy pojawieniu się Wybrańca na smoku. To ciężka, wieloletnia praca konspiratorów, tworzenie sojuszy, rozpracowywanie wroga. Jest to przedstawione mocno realistycznie i według mnie to najmocniejsza strona książki. Druga sprawa: postaci. Dostajemy sporo bohaterów, a każdy z nich jest "jakiś". Dla osiągnięcia swojego celu są gotowi na duże poświęcenia. Nie są też super hirołsami z super umiejętnościami w każdej dziedzinie, raczej każdy jest jakoś wyspecjalizowany (tak, to akurat jest schematyczne, ale nawet pasuje do książki). 

Żeby nie było tak cukierkowo: nie podoba mi się w tej książce przedstawienie spraw dotyczących seksu. Nie wiem ile swoich poglądów przemycił tu autor. Mam nadzieję, że niedużo, i są one wymyślone na użytek fikcyjnych postaci. Bo gdyby autor naprawdę myślał, że można kochać na zabój jedną super dziewczynę, młodą, dobrą i niewinną, a równocześnie pragnąć spędzić upojną noc z gorącą wdówką, znanym demonem seksu, który zaciąga do łóżka wszystko, co nosi portki - i to jest całkowicie w porządku i ok - to chyba jest tu coś nie tak. Albo ze mną jest coś nie tak, że uważam to za niewłaściwe. 

Generalnie przeczytajcie "Tiganę". To dobra książka, tylko czasami wywołuje u mnie niesmak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz