Imperium Os szykuje się do podboju Nizin, gromadząc wojska i doskonaląc nowe bronie. Uwagę imperatora od sukcesów militarnych odwraca jednak niewolnik obiecujący mu nieśmiertelność. Stawką w grze jest zdobycie tajemniczej Szkatuły Cienia, starożytnego artefaktu kryjącego w sobie mroczną potęgę Darakyonu.
Żukowcy także zorientowali się już w mocy przedmiotu i posłali na jego poszukiwania kilku agentów i Osowców, którzy mają wspierać wysłanników Kolegium swą wiedzą o metodach działania Imperium. Czy rzeczywiście nie złamią przyrzeczenia danego Stenwoldowi? Czy oprą się pokusie przejęcia szkatuły?
Opis ze strony lubimyczytac.pl
Być może zrobiłam sobie za dużą przerwę pomiędzy drugim a trzecim tomem, bo Krew modliszki nie weszła mi aż tak dobrze, jak poprzednie części tego cyklu. Nadal jest dobrze, klimatycznie i oryginalnie, ale pojawiły się pewne zastrzeżenia, których nie miałam wcześniej.
Mam wrażenie, że w tym tomie akcja (szczególnie na początku) była poprowadzona zbyt fragmentarycznie. Bohaterów jest sporo, podzielili się na mniejsze drużyny i rozjechali po świecie. Lubię ten sposób narracji z wielu perspektyw, bo pozwala odkryć więcej świata, niestety tutaj rozdziały były za krótkie i akcja skakała co chwilę z miejsca na miejsce, zamiast skupić się na kimś dłużej. Przeszkadzało mi to zwłaszcza na początku książki, zanim wątki nabrały tempa. Takie same zarzuty miałam też do drugiego tomu Głębi Marcina Podlewskiego, nie oznacza to jednak, że książka mi się nie podobała.
Większą wadą był w moich oczach wątek Stenwolda Makera. Bohater ten jest kreowany na ponadprzeciętnie inteligentnego, nie rozumiem więc, dlaczego tyle czasu zajęło mu podjęcie decyzji, którą już od początku uważałam za oczywistą. To znaczy wiem, że to wahanie było potrzebne do zawiązania intrygi zakończonej próbą zamachu. Pojawiły się wątpliwości grożące rozpadem młodego sojuszu. Brzmi interesująco, ale niestety było trochę za bardzo przeciągnięte i zaczynało nużyć. Aczkolwiek wydaje mi się, że część czytelników nie zwróciłaby na to uwagi i cały czas dobrze się bawiła.
Oprócz tego było świetnie. Pojawiły się nowe klimatyczne lokacje i ciekawi bohaterowie drugoplanowi. Świat przedstawiony robi się coraz większy i bardziej złożony, a postaci będzie niedługo tyle, co w Grze o tron. I każda z nich jest na tyle charakterystyczna, że nie myliły mi się ani nie zlewały ze sobą. Większego znaczenia nabrał też motyw magii, która w tym uniwersum jest już niemal zapomniana, uważana przez wykształconych pojętnych za coś mistycznego, co może i kiedyś było na świecie, ale teraz to tylko bajki. Bardzo lubię w tej serii motywy polityczne, militarne i technologiczne, ale ta magia znakomicie je dopełnia i po prostu pasuje do tego świata. Może nie chciałabym, żeby wysunęła się na pierwszy plan, ale niech tam będzie, bo z nią jest fajnie.
W Krwi modliszki zabrakło tak spektakularnych starć, o jakich mieliśmy okazję poczytać w Klęsce ważki. Troszeczkę szkoda, chociaż rozumiem, że nie można powtarzać tego samego w dwóch książkach z rzędu. Znalazło się miejsce na opis buntu w mieście, walk powietrznych i działań partyzanckich. Szczególnie na wyobraźnię działają starcia powietrzne, te wszystkie latające machiny bardzo kojarzyły mi się ze steampunkiem i ze szkicami Leonarda da Vinci. Chętnie przyjęłabym też więcej partyzantki księcia Salmy, bo to szalenie interesujące. Jeden opis skutków ataku na pociąg tylko zaostrzył mi apetyt. Może w następnych tomach będzie tego więcej.
Wszystko, co wytknęłam książce na początku recenzji, to nawet nie są wady, tylko moje osobiste czepialstwo. To nadal jest bardzo dobra seria i na pewno miałabym lepsze odczucia, gdybym zabrała się za ten tom zaraz po poprzednich. Obiecuję, że z kolejnym nie będę zwlekać aż tak długo. Niemniej nie mogę dać Krwi modliszki maksymalnej oceny, poprzestanę na porządnym 4/5, zwłaszcza, że mam wysokie oczekiwania i wiem, że autora stać na więcej.
Większą wadą był w moich oczach wątek Stenwolda Makera. Bohater ten jest kreowany na ponadprzeciętnie inteligentnego, nie rozumiem więc, dlaczego tyle czasu zajęło mu podjęcie decyzji, którą już od początku uważałam za oczywistą. To znaczy wiem, że to wahanie było potrzebne do zawiązania intrygi zakończonej próbą zamachu. Pojawiły się wątpliwości grożące rozpadem młodego sojuszu. Brzmi interesująco, ale niestety było trochę za bardzo przeciągnięte i zaczynało nużyć. Aczkolwiek wydaje mi się, że część czytelników nie zwróciłaby na to uwagi i cały czas dobrze się bawiła.
Oprócz tego było świetnie. Pojawiły się nowe klimatyczne lokacje i ciekawi bohaterowie drugoplanowi. Świat przedstawiony robi się coraz większy i bardziej złożony, a postaci będzie niedługo tyle, co w Grze o tron. I każda z nich jest na tyle charakterystyczna, że nie myliły mi się ani nie zlewały ze sobą. Większego znaczenia nabrał też motyw magii, która w tym uniwersum jest już niemal zapomniana, uważana przez wykształconych pojętnych za coś mistycznego, co może i kiedyś było na świecie, ale teraz to tylko bajki. Bardzo lubię w tej serii motywy polityczne, militarne i technologiczne, ale ta magia znakomicie je dopełnia i po prostu pasuje do tego świata. Może nie chciałabym, żeby wysunęła się na pierwszy plan, ale niech tam będzie, bo z nią jest fajnie.
W Krwi modliszki zabrakło tak spektakularnych starć, o jakich mieliśmy okazję poczytać w Klęsce ważki. Troszeczkę szkoda, chociaż rozumiem, że nie można powtarzać tego samego w dwóch książkach z rzędu. Znalazło się miejsce na opis buntu w mieście, walk powietrznych i działań partyzanckich. Szczególnie na wyobraźnię działają starcia powietrzne, te wszystkie latające machiny bardzo kojarzyły mi się ze steampunkiem i ze szkicami Leonarda da Vinci. Chętnie przyjęłabym też więcej partyzantki księcia Salmy, bo to szalenie interesujące. Jeden opis skutków ataku na pociąg tylko zaostrzył mi apetyt. Może w następnych tomach będzie tego więcej.
Wszystko, co wytknęłam książce na początku recenzji, to nawet nie są wady, tylko moje osobiste czepialstwo. To nadal jest bardzo dobra seria i na pewno miałabym lepsze odczucia, gdybym zabrała się za ten tom zaraz po poprzednich. Obiecuję, że z kolejnym nie będę zwlekać aż tak długo. Niemniej nie mogę dać Krwi modliszki maksymalnej oceny, poprzestanę na porządnym 4/5, zwłaszcza, że mam wysokie oczekiwania i wiem, że autora stać na więcej.
Recenzja tomu drugiego Klęska ważki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz