środa, 15 czerwca 2016

22/2016 "Tarkin" James Luceno - recenzja


Pochodzi z potężnego, otoczonego powszechnym szacunkiem rodu. Jest oddanym żołnierzem i wybitnym prawodawcą, lojalnym poplecznikiem Republiki oraz zaufanym sojusznikiem Jedi. Wychowany przez wyrachowanego polityka oraz lorda Sithów, który ma w przyszłości zostać Imperatorem, gubernator Wilhuff Tarkin pnie się po szczeblach hierarchii Imperium, bez litości umacniając swój autorytet i gorliwie uczestnicząc w budowie dominium absolutnego.
Opis fabuły z portalu lubimyczytac.pl 

"Tarkin" to pozycja zdecydowanie dla fanów "Gwiezdnych Wojen", więc jeśli chcesz rozpocząć swoją przygodę z tym uniwersum, to lepiej zacznij od filmów. Książka jest trochę skomplikowana: autor operuje mnóstwem nazw znanym tylko hardkorowym fanom - np. mi nie chciało się sprawdzać w necie nazw tych wszystkich imperialnych statków kosmicznych. Widać, że autor mocno "siedzi" w tym świecie, w końcu napisał już kilka gwiezdnowojennych książek. Mogłoby się wydawać, że będzie to dobra książka napisana przez profesjonalistę, ale...

Bardzo brakowało mi emocji. Tarkin wydaje się byś kimś zimnym bez żadnych uczuć. Lord Vader to raczej postać drugoplanowa i również jest jakiś taki obojętny. Najlepiej wypadł sam Imperator, chociaż pojawiał się tylko epizodycznie. Kojarzył mi się z wielkim pająkiem, który siedzi w centrum swojej pajęczyny (wszechświata) i pociąga za wszystkie sznurki. Dało się wyczuć obecny wokół niego nastrój grozy.

James Luceno zapomniał też o jednym ważnym składniku: poczuciu humoru. W całej książce nie było ani jednego momentu, w którym mogłabym chociażby uśmiechnąć się pod nosem. Niefajnie, zwłaszcza, że wszystkie filmy z serii to właściwie kino familijne i humoru w nim nie brakuje. Muszę też trochę skrytykować budowę powieści. Główna oś fabularna to pościg Tarkina i Vadera za sabotażystami, który zwinęli Tarkinowi statek kosmiczny. Jest ona przerywana przez retrospekcje dotyczące młodości tytułowego bohatera. Na początku tych retrospekcji jest sporo i są one długie, co rozbija spójność akcji i przeszkadza się skoncentrować. Mogłyby być one nieco krótsze, a wtedy czytałoby się lepiej, a i tak wiedzielibyśmy, co autor chciał nam przekazać o Tarkinie.

Narzekam i narzekam, ale książka ma też swoje zalety. Wspominałam już o Imperatorze, ale godnymi uwagi postaciami są też sabotażyści, których ściga Tarkin. Grupka buntowników ma dobrą motywację i odpowiednie umiejętności by przez dłuższy czas uciekać przed najlepszymi ludźmi w Imperium a nawet zadawać pewne straty. Szkoda, że autor nie poświęcił im więcej czasu. Podobało mi się też, że Tarkin domyślił się już, że Darth Vader to Anakin Skywalker i nie bał się rzucać mu w twarz (hełm?) aluzji do ich wspólnych rozmów z czasów Wojen klonów. Ogólnie w książce jest trochę odniesień do wydarzeń i postaci (np. Ashoki Tano) z animowanego serialu "Gwiezdne Wojny: Wojny klonów", który jest częścią nowego uniwersum "Gwiezdnych Wojen". Fajnie podkreśla to jedność świata tworzonego pod szyldem Disney'a.

Chyba najbardziej spodobało mi się przedstawienie skutków Wojen klonów i rządów Imperium. Od przejęcia władzy przez Palpatine'a minęło pięć lat. Niektóre planety wciąż nie mogą otrząsnąć się z wojennych zniszczeń, a Imperium wcale im nie pomaga w ramach "kary" za popieranie separatystów. Tarkin jawi się tu jako tyran i pacyfikator, który nie oszczędza nawet własnych agentów. Imperator rządzi swoimi ludźmi za pomocą strachu i umiejętnie podsycanych antagonizmów. Wiem, że istnieją wielbiciele Imperium i ciemnej strony Mocy, ale ja nie chciałabym żyć w tamtym świecie,

Według mnie "Tarkin" zasługuje na 3/5. Owszem, kilka elementów powieści niezbyt mi się podobało, ale główna akcja wciąga, a tło polityczno-społeczne jest bardzo dobre. Polecam, ale tylko dla fanów.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam filmy, ale nigdy nie czytałam książek z uniwersum. Mam nadzieję, że kiedyś to nadrobię, ale nie sądzę, by nastąpiło to w najbliższej przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A oglądałaś może seriale animowane "Wojny klonów" i "Star Wars: Rebels"? Jeśli nie, to polecam, zwłaszcza ten pierwszy. Na początku jest niemrawo, ale jak się już rozkręci, to jest naprawdę dobrze.

      Usuń