Poznajcie Harry’ego Dresdena, pierwszego (i jedynego) chicagowskiego maga-detektywa. Okazuje się, że w naszym zwykłym świecie wprost roi się od niezwykłych, magicznych istot, które najczęściej mają z ludźmi na pieńku. I tu na scenę wkracza Harry.
Na szczęście, nie jest w swojej roli osamotniony. Wprawdzie większość ludzi nie wierzy w magię, ale w chicagowskiej policji istnieje Wydział Dochodzeń Specjalnych, którym kieruje serdeczna przyjaciółka Harry’ego, Karrin Murphy. WDS zajmuje się… niezwykłymi sprawami.
I właśnie z powodu Karrin Harry udaje się na cmentarz Graceland na potajemne spotkanie z wampirzycą imieniem Mavra. Mavra dysponuje materiałami, które mogłyby zniszczyć karierę Karrin, i ma jedno bardzo proste żądanie: chce dostać Słowo Kemmlera i posiąść związaną z nim moc. Najpierw jednak Harry musi się dowiedzieć, co dokładnie zgodził się jej dostarczyć. W ten właśnie sposób rozpoczyna się jego wyścig z czasem i sześciorgiem nekromantów, którego stawką jest nie tylko Słowo, lecz także powstrzymanie Halloween, w czasie którego umarli naprawdę powstaną z grobów.
Opis fabuły z lubimyczytac.pl
Ta recenzja będzie krótka, bo Martwy rewir to taki typowy Dresden - jest ciekawie, jest zabawnie, jest miło, ale w sumie nie ma niczego nadzwyczajnego. To już siódma część serii i można odczuwać pewne zmęczenie, ale Jim Butcher wymyślił tak szybką i pogmatwaną intrygę, że nie miałam czasu się nudzić.
Głównymi motywami tego tomu są nekromanci i układ z wampirzycą. Wampirzycę Mavrę już znamy, za to nekromanci są czymś nowym: interesującym i niebezpiecznym. Zagrożenie z ich strony zostało przedstawione całkiem realistycznie, Harry nie raz myślał, że nie da rady, ale zrobi, co będzie mógł i przynajmniej umrze robiąc to, co słuszne. Oczywiście nie zginął, bo przed nami jeszcze wiele tomów jego przygód, ale kilka razy naprawdę solidnie oberwał. I tu mam mały problem - wiem, że Dresden to mag, może się lepiej goi i szybciej dochodzi do siebie, panuje nad bólem, itp. - ale mimo wszystko jest to bardzo naciągane. Fabuły wszystkich książek cyklu rozgrywają się w ciągu kilku dni, może warto byłoby je trochę rozciągnąć, żeby nasz niezniszczalny główny bohater miał czas na mały odpoczynek?
Jeśli mamy nekromantów, to i zombie się znajdzie. Generalnie nie lubię nieumarłych, ale te były bardziej magiczne niż przeciętne żywe trupy i nawet mi się podobały. A jak najlepiej walczyć z hordami zombie? Stworzyć większe zombie, czyli ożywić tyranozaura. Tak, Harry Dresden na dinozaurze vs. zombie i nekromanci - to było świetne, chyba najbardziej zapadająca w pamięć scena z całego cyklu.
Oczywiście książka dostanie ode mnie plusa za twórcze wykorzystywanie motywów i postaci pojawiających się w poprzednich częściach. W Martwym rewirze też znalazły się wątki, które na pewno będą wykorzystane w przyszłości. Uniwersum żyje i wszystko się ze sobą zgrabnie łączy. Całość oceniam na 3/5, bo oprócz dinozaura i przybliżenia trochę struktury czarodziejskich władz nie dostałam niczego nowego. To po prostu stary, dobry Dresden, w sam raz do przeczytania latem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz