piątek, 31 stycznia 2020

Nowe książki: styczeń 2020


Moje styczniowe nabytki to głównie uzupełnienia kolekcji: dwa tomy cyklu Księga Całości Feliksa W. Kresa oraz pierwszy tom trylogii Pierwsze prawo w starym wydaniu, który było trudno zdobyć. Na szczęście wrócił do sprzedaży w niektórych księgarniach internetowych i udało mi się go zamówić.

Jest też kolejna pozycja z Uczty Wyobraźni, tym razem o tytule Człowiek z sąsiedztwa. Jak zwykle nic o tej książce nie wiem, ale chętnie ją przeczytam, kiedy nadejdzie jej czas. Mam wrażenie, że w tym roku będzie mało premier, które mnie interesują. Na pewno w najbliższym czasie kupię trzeci tom Mrocznych materii, który dopiero co wyszedł, ale nie mam na liście nic innego. Obym została mile zaskoczona przez coś naprawę fajnego.

czwartek, 30 stycznia 2020

4/2020 Delikatny nóż, Philip Pullman (Mroczne materie tom II)

Lyra trafia do innego świata , świetlistego, nawiedzonego Cittagazze, gdzie karmiące się ludzkimi duszami Widma chodzą po ulicach, a pod niebem niesie się odległy trzepot anielskich skrzydeł. Na szczęście znajduje w nim sprzymierzeńca: dwunastoletni Will Parry, zabójca i zbieg, zrządzeniem losu również trafił do niezwykłego nowego świata. Podczas niebezpiecznej podróży pomiędzy światami Lyra i Will wpadają na trop śmiertelnie groźnej tajemnicy, a w ich ręce trafia przedmiot o ogromnej niszczycielskiej mocy. Na dodatek z każdym krokiem są coraz bliżej innego, jeszcze gorszego zagrożenia i wstrząsającej prawdy o swoim przeznaczeniu.
Opis z okładki książki.
Zdziwiło mnie trochę, jak mało pamiętałam z tej książki: właściwie tylko sam początek, Jakoś tak rozmazała się w mojej pamięci, jak to czasem drugie tomy mają w zwyczaju. A szkoda, bo Delikatny nóż jest gorszy od pierwszego tomu tylko pod jednym względem: nie ma tu pancernych niedźwiedzi. Od kolejnego tomu zaś jest pod pewnymi względami lepszy - wciąż dobrze pamiętam romboidalne słonie na wrotkach, i mam wielką nadzieję, że w serialu zmienią ten wątek na coś znacznie mniej absurdalnego.

Ale na to będę narzekać po przeczytaniu Bursztynowej lunety, teraz wracam do Delikatnego noża. Ostrzegam, w dalszej części recenzji będą znajdować się spoilery. Wielką zaletą tej książki jest wprowadzenie drugiego głównego bohatera, czyli Willa. Lubię Lyrę, ale śledzenie wyłącznie jej przygód przez całą trylogię mogłoby okazać się męczące. Will dostaje tu sporo miejsca i retrospekcje, które pozwalają go dobrze poznać. Odruchowo kibicuje się mu w misji poszukiwania ojca (która ma zakończenie ocierające się o tandetę, ale jeszcze do zniesienia) i współczuje ciężkiego życia. Razem z Lyrą tworzą świetny duet, i aż szkoda, że w końcówce zostają rozdzieleni, bo chętnie bym ich jeszcze poobserwowała. Sama Lyra trochę się zmieniła od poprzedniego tomu, jest teraz bardziej ostrożna i próbuje działać z większą rozwagą. Zdarza się jej jednak popełnić błąd - i dobrze, bo przecież jest jeszcze dzieckiem.

Moją ulubioną częścią tej książki jest skakanie pomiędzy światami i same inne światy. Lubię ten motyw i jego użycie w książce, filmie czy serialu automatycznie podnosi w moich oczach ocenę tego dzieła - oczywiście jeśli jest to zrobione dobrze. Tutaj wieloświat zdecydowanie wyszedł autorowi. Najlepsze momenty to te, w których Lyra próbuje odnaleźć się w Oksfordzie Willa, tak podobnym do jej ojczystego Oksfordu, jednak różniącego się na tyle, by było to źródłem zabawnych sytuacji.

Wspomniałam wcześniej, że nie ma tu pancernych niedźwiedzi, jednak pojawiają się inni bohaterowie z pierwszego tomu. Swój czas mają czarownice pod przewodnictwem Serafiny Pekkali i aeronauta Lee Scoresby. Krótkie, lecz mocne wejście ma diaboliczna jak zawsze pani Coulter. O lordzie Asrielu jedynie się wspomina, ale w kontekście tego, że jest to długo oczekiwany wybawca, którego trzeba wesprzeć. Nikt nie wie, że w okrutny sposób zamordował dziecko, by osiągnąć cel, Lyra tego nie rozgłosiła. Nie pamiętam, czy ta kwestia wypłynie w finale trylogii - a powinna, bo to szalenie interesujące.

Delikatny nóż zasługuje na 5/5, zwłaszcza ze względu na wielotorową narrację, która pozwoliła spojrzeć na wydarzenia czymś więcej, niż tylko oczami głównej bohaterki. Zabrakło mi tu momentów wzruszenia, jakie miałam przy Zorzy polarnej, ale za to całą książkę czytało mi się lepiej, szybciej, z większym zainteresowaniem. Mam nadzieję, że ostatni tom będzie w rzeczywistości lepszy, niż zapamiętałam i nie zostawi po sobie niesmaku, który trochę zepsułby mi bardzo udany początek i środek tej historii.

Recenzja pierwszego tomu Zorza polarna

środa, 22 stycznia 2020

3/2020 Wzlot Persepolis, James S. A. Corey (Expanse tom VII)

Na tysiącu połączonych siecią wrót gwiazd zasiedlonych przez ludzką ekspansję nowe kolonie starają się znaleźć własną drogę. Wszystkie planety balansują na granicy między zapaścią a cudem, zaś załoga starzejącego się okrętu Rosynant ma pełne ręce roboty przy utrzymywaniu delikatnego pokoju. 
W olbrzymiej przestrzeni między Ziemią a Jowiszem planety wewnętrzne i Pas zawiązały ostrożny i niepewny sojusz, wciąż nawiedzany przez upiory historii i uprzedzeń. Tymczasem na utraconym świecie Lakonii ukryty wróg ma nową wizję dla całej ludzkości... i siły, by ją narzucić. 
Nowe technologie ścierają się ze starymi i dzieje ludzkich konfliktów wracają do antycznego wzoru wojny i podboju. Jednakże natura ludzka nie jest jedynym wrogiem, a uwalniane siły mają swoją cenę. Cenę, która zmieni kształt ludzkości - oraz Rosynanta - w nieoczekiwany sposób i już na zawsze.
Opis z okładki książki.
Na samym początku ostrzegam: ta recenzja będzie pełna spoilerów, więc dla osób, które jeszcze nie czytały tej książki, albo oglądały jedynie serial, jest przeznaczony tylko ten akapit Wzlot Persepolis to kolejna bardzo udana część serii Expanse. To już siódmy tom, ale poziom nie spada, co świadczy o tym, że całość jest bardzo dobrze zaplanowana i konsekwentnie prowadzona. To kolejny rozdział w uniwersum, jednocześnie autorzy pamiętają o wszystkich wcześniejszych wydarzeniach, sympatiach, antypatiach i charakterach  postaci, które nie zmieniają się nagle, bo to potrzebne do fabuły, lecz ewoluują zgodnie z tym, jak rozwija się świat wokół nich. Ten tom nie zawiedzie fanów protomolekuły, bo jest tu ona ważnym wątkiem i zanosi się na to, że będzie jeszcze ważniejsza w przyszłości. I to już koniec części bezspoilerowej, dalej zapraszam tych, którzy już znają książkę, albo spoilery im niestraszne.

Siadam więc, otwieram książkę, czytam. Pierwsze zdanie i od razu szok: akcja przeskoczyła do przodu aż o trzydzieści lat! Pomiędzy poprzednimi tomami zdarzały się przeskoki czasowe, ale nigdy tak wielkie. Na szczęście ten zabieg wcale książce nie zaszkodził. Pominięte lata minęły ludzkości we względnym spokoju. Ziemia doszła do siebie po katastrofie. Nowe kolonie rozwijają się i handlują ze sobą za pośrednictwem kierowanego przez Pasiarzy Związku Transportowego, który stał się znaczącą siłą polityczną. James Holden i jego załoga wciąż latają na Rosynancie pracując dla Związku. Właśnie wyruszyli na misję, która miała być ostatnia. Holden i Naomi już za chwilę mają odejść na emeryturę, a statek ma przejąć Bobbie. Oczywiście nic nie wyszło z tych pięknych planów, bo po trzydziestu latach milczenia zbuntowani Marsjanie z kolonii Lakonia postanawiają wrócić do gry i walczyć o władzę. A że ich broń i technologia są oparte na protomolekule, to ich szanse nie wydają się być takie małe...

Pomysł na fabułę jest świetny, jego realizacja również. Prawie nie ma się do czego przyczepić, jednak znalazłam jedną taką rzecz: bohaterowie dosłownie co chwile myślą o tym, że są już starzy, tu ich boli, tam strzyka, i tak w kółko. Dziękuję, załapałam od pierwszego zdania, że minęło już trzydzieści lat. Spokojnie można byłoby wyrzucić co drugą taką wzmiankę, upływ czasu byłby i tak dobrze zaakcentowany.

Dla równowagi jeden element wybija się tu ponad przeciętny (czyli i tak wysoki) poziom, a jest to Lakonia. Kolonia założona przez zbiegłych z Marsa  wojskowych marzących o lepszej przyszłości, uwiedzionych wizją ich przywódcy, Winstona Duarte. Ten geniusz balansujący na granicy szaleństwa marzy o potędze i nieśmiertelności. Jedno i drugie ma zapewnić mu protomolekuła, dlatego też na miejsce swojej ucieczki wybrał planetę idealną do eksperymentów - zauważona na niej wielkie struktury stworzone właśnie przez protomolekułę. Zabrał ze sobą naukowców, którzy przedkładają postęp ponad moralność oraz fanatycznie wiernych żołnierzy, dzięki czemu w ciągu trzydziestu lat jego potęga militarna przewyższyła to, czym dysponuje reszta ludzkości. Celem Duartego jest podporządkowanie sobie wszystkich, bo oczywiście tylko on zapewni dobre i sprawiedliwe rządy, a kto tego nie pojmuje, będzie musiał niestety zginąć, o jakże mu przykro z tego powodu. To świetny czarny charakter; czytanie o tym, jak główni bohaterowie z nim walczą, to czysta przyjemność.

Oczywiście ludzkość jakoś nie pali się, by wejść w skład Imperium Lakonii, więc walka będzie nieunikniona. Większość książki zajmują kapitalnie opisane działania partyzanckie na stacji Medyna, które z wielkim zaangażowaniem prowadzą miejscowi Pasiarze i załoga Rosynanta.. Okupacyjne siły Lakonii nie mają z nimi lekko. Nie zabraknie też wielkiej bitwy stoczonej w Układzie Słonecznym, która jest nieco zaskakująca, biorąc pod uwagą siły w niej użyte, sam przebieg walk i pewne działanie niepożądane, którego naprawdę nikt się nie spodziewał.

Wzlot Persepolis znakomicie spełnia swą rolę, czyli nakreśla sytuację po długiej przerwie, ustawia pionki na szachownicy, wyjaśnia motywację wszystkich stron, oraz daje nam sporo dobrej akcji i zagadek do rozwiązania w kolejnych tomach. Standardowo już przy Expanse piszę to samo przy ocenie: było super, 5/5, i nie mogę się doczekać kolejnego tomu, Nic na to nie poradzę, to sama prawda.

Recenzje tomu pierwszego Przebudzenie Lewiatanastara i nowa.
Recenzja tomu drugiego Wojna Kalibana
Recenzja tomu trzeciego Wrota Abaddona
Recenzja tomu czwartego Gorączka Ciboli
Recenzja tomu piątego Gry Nemezis
Recenzja tomu szóstego Prochy Babilonu

środa, 15 stycznia 2020

2/2020 Zmiany, Jim Butcher (Akta Harry'ego Dresdena tom XII)

Poznajcie Harry’ego Dresdena, pierwszego (i jedynego) magicznego prywatnego detektywa działającego w Chicago. Okazuje się, że nasz zwyczajny świat jest pełen dziwacznych i zaczarowanych stworzeń, a większość z nich nie ma dobrych zamiarów wobec ludzi. Tutaj do akcji wkracza Harry. 
Ale nawet wieloletnia kariera pełna śmiałych ucieczek i nadnaturalnych potyczek nie przygotowała Harry’ego na coś takiego. Mściwa wampirzyca porwała jego córkę, o której istnieniu nie wiedział. Co więcej, ta sama wampirzyca zamierza wykorzystać krew dziecka podczas brutalnego rytuału, który ma na celu uśmiercenie Harry’ego, jego byłej partnerki Susan i ich dziecka. 
Wobec braku sojuszników Harry musi znaleźć nowe źródło siły. W przeszłości zawsze istniała granica, której nie przekraczał, i nigdy w pełni nie uwolnił swoich mrocznych mocy. Ale dotychczas walczył tylko o własne życie.
Opis fabuły: lubimyczytac.pl
Tak długą serię czyta się praktycznie tak samo, jak ogląda wielosezonowy serial. Bohaterowie są już znani, główny wątek fabularny zarysowany, a i pewne schematy zaczynają się już powtarzać. Niektórzy mogliby poczuć nudę i porzucić całą historię, ale ja wsiąkłam w świat przedstawiony tak bardzo, że traktuję to jako powrót do znanego. przytulnego domu, w którym dobrze się czuję. Kolejne spotkanie z magiem Harrym Dresdenem było więc dla mnie czytelniczą przyjemnością.

Mam wrażenie, że ten tom był wypakowany akcją jeszcze bardziej, niż poprzednie. Zawsze w tym cyklu wiele się działo, ale tu rozmach jest tak epicki, że finałowe starcie można śmiało określić mianem bitwy. Oczywiście wiadomo, że Harry'emu uda się wyjść z tego cało, bo to ten typ historii, w której zakończenia są raczej pozytywne. Tym razem stawka była wysoka i Harry musiał poświęcić naprawdę wiele, by mieć w ogóle szanse na wygraną. I to właśnie podjęta przez niego trudna decyzja jest najważniejsza, a jej skutki będą odczuwalne w kolejnych tomach. Obiecał pełnić pewną rolę i nie będzie mu się łatwo z tego wyplątać, choć na pewno będzie próbował. Niewątpliwie w końcu mu się to uda, ale nie obejdzie się bez kłopotów. Bo kłopoty kochają Dresdena, wszyscy to wiedzą.

Gdzieś na obrzeżach akcji poruszany jest temat rodziny głównego bohatera, co jest ciekawe, oraz tajnej organizacji magów - i to również interesujące. Niestety autor poświęcił tym wątkom trochę za mało czasu, by były pełnowartościowe, niemniej są podbudową pod przyszłe wydarzenia. Coś się dzieje, coś się zmienia, ale tak naprawdę liczy się tylko główny bohater i jego misja. A że misja wymaga pokonania naprawdę wielu wampirów, to na pierwszym miejscu jest akcja i świetne sceny magicznych pojedynków.

Właśnie, wampiry. Moje ulubione fantastyczne stworzenia. W książkach Jima Butchera są trzy rodzaje: białe, czerwone i czarne. Białe wyglądają jak ludzie i nie żywią się krwią, tylko energią życiową, którą pozyskują podobnie jak sukkuby. Czerwone wampiry to pijące krew potwory, ale potrafią przybrać ludzką postać i wmieszać się w tłum, jeśli zechcą. Czarne zaś to już prawdziwe monstra, którym zależy wyłącznie na zabijaniu. Osobiście najbardziej lubię jeszcze inny typ wampirów, ale te trzy gatunki bardzo dobrze pasują do świata Harry'ego Dresdena i mają swoje miejsce w fabule wielu książek serii. Tutaj główną rolę odgrywają wampiry czerwone - całe ich imperium - więc krwi nie zabraknie na pewno.

Mag Harry Dresden jawi mi się trochę jak postać z gry RPG. Na początku nie wyróżniał się niczym oprócz burzliwej młodości, potem zaczęły spadać na niego coraz to większe nieszczęścia. Jednak jakoś zawsze dawał sobie radę i wychodził z nich cało, wzbogacony o nowe umiejętności, artefakty i sojuszników. Tym razem na  przykład dostał klejnot będący magiczną mapą znacznie ułatwiającą mu podróże. Mechanika totalnie jak z gry, ale czy to mi przeszkadza? Ani trochę.

Zmiany to udana część historii Dresdena. Dam książce 5/5, chociaż z takim malutkim minusem, bo nie podobała mi się aż tak bardzo, jak poprzednia. Dziwię się, że ta seria nie jest bardziej popularna w Polsce, bo zasługuje na większe uznanie. Wystartowała poprawnie, w kolejnych tomach rozmach rósł, poziom też, a liczba fanów jakoś stoi w miejscu - albo ja mam takie wrażenie. Kolejne tomy są wydawane, więc ktoś musi je kupować. Jeśli jeszcze jej nie znacie, to ja serdecznie polecam spróbować, może okazać się, że szybko dołączy do grona waszych ulubionych historii. 

poniedziałek, 13 stycznia 2020

1/2020 Komu bije dzwon, Ernest Hemingway

Najsłynniejsze - i najbardziej ambitne artystycznie dzieło Ernesta Hemingwaya. Ukończona latem roku 1940 powieść wykorzystywała obserwacje i doświadczenia pisarza wyniesione z dwukrotnego, w sumie kilkunastomiesięcznego pobytu w ogarniętej wojną domową Hiszpanii. Autor określił w niej wspaniałe portrety psychologiczne. Ludzki wymiar toczącej się walki, ludzkie słabości i załamania, a także nieupozowane, powszednie bohaterstwo walczących w obronie republikańskiej wolności partyzantów sprawiają, że powieść Hemingwaya wytrzymała próbę czasu.
Opis z lubimyczytac.pl 
Okazało się, że kiedy czytałam tę książkę pierwszy raz (dawno, naprawdę dawno temu), to poprzestałam na pierwszym tomie tego mojego dziwacznego, podzielonego na pół wydania. Nie wiem dlaczego - już wtedy mi się podobała. Na tyle, że już od dłuższego czasu obiecywałam sobie, że do niej wrócę. Teraz nadeszła odpowiednia pora - i oczywiście było warto.

Akcja powieści rozgrywa się w trakcie hiszpańskiej wojny domowej. Jej wynik nie jest żadnym spoilerem, w końcu od tamtych wydarzeń minęło już prawie sto lat, ale może nie będę o nim wspominać, tak dla podkręcenia dramatyzmu. Są więc dwie strony konfliktu, które dla uproszczenia nazwę faszystami i komunistami. Główny bohater, Robert Jordan, to młody Amerykanin zafascynowany Hiszpanią i jej kulturą, całym sercem popierający frakcję komunistyczną - na tyle, by wziąć urlop na uczelni i jechać na miejsce walczyć o sprawę. Zostaje wysłany na tyły wroga, by, przy pomocy lokalnych partyzantów, wysadzić strategicznie ważny most. Towarzyszymy mu przez trzy dni poprzedzające tę akcję, a także w jej trakcie. Wydawać by się mogło, że trzy dni fabuły to niedużo, książka będzie krótka i szybka do przeczytania. A tu nic z tych rzeczy.

Główną siłą Komu bije dzwon jest to, co tak bardzo przeszkadzało mi w większości książek Cormacka McCarthy'ego, które czytałam, czyli liczne dygresje i retrospekcje. Nie są to jednak metaforyczne przypowieści snute przez każdą napotkaną osobę, lecz istotne elementy pozwalające lepiej zrozumieć postaci i sytuację społeczno-polityczną. Jest to zrobione tak dobrze, że ja, osoba ze ślepotą twarzy i słabą pamięcią do nazwisk, nie myliłam ze sobą bohaterów (nawet tych dwóch o imionach na A), a po przeczytaniu książki czułam się tak, jakbym spędziła z nimi te trzy dni w hiszpańskich górach. Tak dobrze wykreowane postaci to prawdziwa rzadkość.

Nie podejmuję się oceny, czy Ernest Hemingway dokonał prawidłowej analizy hiszpańskiego społeczeństwa lat 30. XX wieku, bo nie jestem w tej dziedzinie żadną ekspertką, historia tego kraju nigdy nie leżała w kręgu moich zainteresowań. Autor miał jednak do tego kompetencje, chociażby dlatego, że w trakcie opisywanych wydarzeń był na miejscu i pracował jako korespondent wojenny. Niezależnie od tego, jak bardzo prawidłowy jest zawarty w książce obraz Hiszpanów, to na pewno jest on barwny, kontrowersyjny i bardzo interesujący dla czytelnika. Autor głównymi bohaterami uczynił sympatyków komunistów. Przez to książka jest nieco jednostronna, ale nie da się powiedzieć, że kogoś gloryfikuje. Przeciwnie, jasno przekazuje, że obie strony mają naprawdę dużo na sumieniu, są wśród nich zbrodniarze i sadyści. A importowani z ZSRR dowódcy wojskowi nie wydają się zbytnio kompetentni. Mam też wrażenie, że wielu spośród walczących chciałoby końca tego wszystkiego, powrotu do domów i spokojnego życia.

Jedyna rzecz, do której mogłabym się przyczepić, to nieco zbyt rozwleczony, jak na mój gust, wątek miłosny. Na początku jest z nim wszystko ok, jednak pod koniec książki zajmuje za dużo miejsca, a przemyślenia Roberta Jordana o jego ukochanej odwlekają nadejście finału, na który już się czeka. Być może samo zakończenie też może kogoś zawieść, bo jest dość specyficzne, ale akurat ja uważam je za jak najbardziej udane.

Komu bije dzwon to ten rodzaj klasyki, który w ogóle się nie zestarzał i dziś można go spokojnie czytać i polecać. Oczywiście wiem, że znajdą się tacy, co będą tam widzieć prokomunistyczną propagandę, ale to naprawdę naciągana interpretacja. To przede wszystkim książka o ludziach rzuconych w wir ekstremalnych wydarzeń. Nie jestem fanką powieści obyczajowych, wojennych też tak sobie, ale ona ma w sobie to coś, co sprawiło, że i tak do mnie dotarła. Za to daję solidne 5/5, bo wiem, jak ciężko jest mnie aż tak zainteresować czymś, co nie jest fantastyką.

środa, 1 stycznia 2020

Podsumowanie 2019 roku

Podsumowanie

Zacznę od statystyk:
przez 2019 rok na tym blogu opublikowałam 31 postów z recenzjami 45 książek. Jestem z tego wyniku całkiem zadowolona, chociaż wiem, że mogło być lepiej. W tym roku wyszło jakoś tak, że oglądałam więcej filmów i seriali, a zaniedbałam e-booki, więc wynik jest, jaki jest. Jak to wypadło w porównaniu z poprzednimi latami? Ano tak, jak na tym pięknym wykresie poniżej:

Grunt, że jest trochę lepiej, niż rok temu, i taki też mam plan na 2020: przeczytać o co najmniej jedną książkę więcej niż w 2019.

Najczęściej czytane posty 2019 roku:
ogólnie większą popularnością cieszyły się rzeczy z początku roku, ale w top 3 znalazła się też książka sprzed kilku tygodni.

Miejsce 3.

Zorza polarna, Philip Pullman (Mroczne materie tom I)


Czy to przez serial, czy przez popularność tej książki, jej recenzja klikała się bardzo dobrze.

Miejsce 2.

Przebudzenie Lewiatana, James S. A. Corey (Expanse tom I)


Expanse jest teraz na topie, więc jego recenzje też. I to nie przypadek, bo na pierwszym miejscu tej listy jest...

Miejsce 1.

Gry NemezisJames S. A. Corey (Expanse tom V)


Nowość wydawnicza, piąty tom Expanse. Ogólnie na innych blogach science fiction nie gości zbyt często, więc to może dlatego ludzie przychodzą do mnie czytać o space operach.

Hity i kity 2019

Starannie selekcjonowałam swoje lektury, zatem poziom tegorocznych przeczytanych jak najbardziej mnie zadowala. Nawet te książki, które zaraz wymienię jako najgorsze kity, nie są takie złe, tylko po prostu niedopracowane albo nie spełniające moich oczekiwań.

Miejsce 3.

Wielki Mistrz, Trudi Canavan (Trylogia Czarnego Maga tom III)


Złapałam się na magię, bo lubię tego typu opowieści o nauce czarów, ale ta trylogia okazała się rozczarowaniem. Jej zakończenie miało nawet kilka dobrych fragmentów, ale potem za dużo zrobiło się romansidła i ślamazarnej akcji. A jak czytam fantasy o magach, to ma się w nim dziać, fireballe mają latać, a błyskawice elektryzować powietrze. Kto się w kim kocha powinno być sprawą drugorzędną, a nie pierwszoplanową.

Miejsce 2.

Nikt, Magdalena Kozak (Wampiry w ABW tom III)


Naprawdę lubiłam pierwszy i drugi tom tego cyklu, chociaż główny bohater zawsze miał nadmierną skłonność do użalania się nad sobą. Były to jednak sprawnie napisane książki z dużą dawką kumpelskiego humoru, no i z wampirami - a ja uwielbiam wampiry. Nikt odstaje wyraźnie od dobrych poprzednich części. Miałam wrażenie, że autorka miała pomysł na początek i koniec książki, a wszystkie grubsze akcje w środku są tam wstawione tylko po to, żeby czymś zapełnić strony.

Miejsce 1.

Sodoma i Gomora, Cormac McCarthy (Trylogia Pogranicza tom III)


Tak, tak, na pierwszym miejscu listy kitów umieściłam świetnie napisaną powieść uznanego autora, tak, jestem dziwna, nic na to nie poradzę. Uwielbiam Rącze konie, czyli pierwszą część tej trylogii, ale dalej pan McCarthy uderza w tony, których w literaturze nie lubię: mistycyzm i filozofowanie. Książka ta jest mega przegadana, pełna dygresji i przypowieści, a to nie jest to, czego spodziewałam się po westernie. W efekcie czytałam ją z dwa miesiące i z ulgą przywitałam koniec.

Teraz najlepsze, co mnie w tym roku spotkało. Jakoś tak się złożyło, że są to wielotomowe, epickie opowieści, takie, jakie lubię najbardziej. Przypadek? Nie sądzę :)

Miejsce 3. 

Głębia, Marcin Podlewski
tegoroczne recenzje tutaj i tutaj


Zanim o Głębi, szybciutko wspomnę, że tuż za podium jest cykl Expanse, któremu niewiele zabrakło. Zdecydowałam się jednak na Głębię, gdyż ta jest już zakończona (i to zakończenie bardzo mi się podobało), ma też więcej świetnego humoru i lepsze opisy. Marcin Podlewski naprawdę dobrze poradził sobie z monumentalną space operą rozpisaną na mnóstwo lokacji i postaci, a z tomu na tom jego umiejętności pisarskie rosną.

Miejsce 2. 

Opowieści z meekhańskiego pogranicza, Robert M. Wegner
tegoroczne recenzje tutaj, tutaj i jeszcze tutaj


Tu nie ma o czym pisać, przecież wiadomo, że Robert M. Wegner jest największą gwiazdą współczesnego polskiego fantasy, a jego meekhański cykl to arcydzieło. Oby zakończenie (w planach są jeszcze trzy tomy) było równie udane, bo jak nie, to chyba serce mi pęknie.

Miejsce 1.

Wiedźmin, Andrzej Sapkowski
 recenzje tutaj, tutaj i jeszcze tutaj


Po prostu kocham - nawet ten Sezon burz, do którego przekonałam się dopiero w tym roku. Wiedźmin w pewien sposób mnie literacko ukształtował i z moich ust (spod mojej klawiatury?) nie wyjdzie ani jedno złe słowo na jego temat, kropka. 

Zmiany na blogu w 2020 roku

Na razie żadnych zmian nie planuję, ale jeśli jakiś fajny pomysł wpadnie mi do głowy, to nie zawaham się od razu wcielić go w życie. 2019 był u mnie rokiem powtórek i długich cykli. Nie żałuję, bo przyjemnie było powrócić do rzeczy znanych i lubianych. Pozostanę przy tej konwencji, bo na półce leży jeszcze Trylogia husycka i Harry Potter, nieczytane od lat, a przecież jedne z moich ulubionych.

Wracając do półki: w podsumowaniu poprzedniego roku pisałam, że mam na niej ponad dwadzieścia nieprzeczytanych pozycji. Teraz jest ich dwadzieścia dziewięć, ale zupełnie się tym nie przejmuję. Kiedyś nadejdzie ich czas, nie ma się co spinać i gonić z czytaniem na siłę.

Chciałabym, żeby ten rok był równie udany czytelniczo, co poprzedni. Kluczem do sukcesu w moim przypadku jest dokładna selekcja, która pozwala mocno ograniczyć niewypały nie przypadające mi do gustu. Może i zamykam się w swojej strefie komfortu, ale traktuję czytanie głównie jako rozrywkę, a rozrywka ma być przyjemna. Wam również życzę udanego roku i takich lektur, jakie sobie tylko wymarzycie!